niedziela, 1 września 2013

Vedymini - Live in Hit (1997)

Z biografii Vedyminów:

"Z koncertami zespołu VEDYMINI wiązało się dla nas zawsze coś wyjątkowego. Pierwszy raz wyszliśmy na scenę jeszcze w połowie roku 1996, kiedy w czasie cyklicznej imprezy kulturalnej „Upadek Bunga” w Kłodzku udało nam się zaprezentować kilka utworów z kasety „Duchy Zmierzchu Dawnych Dni”. Poza wielkimi marzeniami mieliśmy wtedy jedynie fatalny sprzęt, stroje i umiejętności, co zaowocowało radością widowni, choć i oznak sympatii nie brakowało… Z uśmiechem wspominam dziś te czasy. Nasze czerwone satynowe peleryny własnej produkcji i syntezator Thompsonic. Dziś bylibyśmy retro, hahaha…
Drugi koncert zagraliśmy na NORDCONIE w listopadzie 1996, co było dla nas przeżyciem niesamowitym, ale jednocześnie czymś, co przyjęliśmy, jako naturalne. Nie było bowiem drugiego takiego projektu w polskiej muzyce, który całą swoją twórczość poświęcił dla literatury fantastycznej i pewnego rodzaju związanego z nią eskapizmu a nawet idealizmu, a tym bardziej wykorzystywał w swoich utworach inspirację pisarzami współczesnymi.
Na NORDCON’96 zaprosił nas Jarosław Grzędowicz, za co jesteśmy mu po dziś dzień niezmiernie wdzięczni. Stało się tak za sprawą naszej kasety demo „Duchy Zmierzchu Dawnych Dni”, którą wysłaliśmy do redakcji miesięcznika „Fenix”. W tamtym czasie wysyłaliśmy nasze demo do jeszcze kilku innych wydawnictw oraz magazynów, jednak nikt inny się do nas nie odezwał. Jarek z kolei nie tylko odezwał się, ale zaprosił nas na ten występ. Jechaliśmy wtedy z Kłodzka pociągiem do Gdyni przez całą noc, a następnie przez trzy wspaniałe dni plątaliśmy się po wielkim hotelu, a w piątkową noc, o ile dobrze pamiętam, zagraliśmy nasz koncert! Była kupa śmiechu, radości i sympatycznych odbiorców. W czasie drogi powrotnej spotkaliśmy Ewę Nadolną z Zielonogórskiego Klubu Fantastyki, która w rok później sprawiła, że znaleźliśmy się z kolejnym koncertem na Bachanaliach Fantastycznych’97.
Zanim to jednak nastąpiło, pewien duch koncertowy w nas zaistniał. Wiązał się też  z tym, że rozwijając się muzycznie, nasze projekty poszerzały się. Osobiście starałem się często sam lub z przyjaciółmi brać udział w różnego rodzaju konkursach muzycznych, w których szerzyłem przede wszystkim poezję własną oraz Tadeusza Micińskiego, którym w tamtym czasie (i do dnia dzisiejszego) byłem oczarowany. Widać tego wyraz w mojej solowej części koncertu VEDYMINÓW. Jednak wracając do sedna sprawy, naszym marzeniem było zagrać koncert, który jest nietypowy i robi wrażenie. Próby tego dokonaliśmy z początkiem 1997 roku. Był to 15 kwietnia, godzina 20.00!
W Nowej Rudzie – Słupcu, gdzie mieszkaliśmy razem do 1996 roku (ja w lipcu 1996 przeprowadziłem się do Kłodzka), znajdowała się szeroko znana dyskoteka i restauracja pod zacną nazwą „HIT”. Poszukiwaliśmy na koncert właśnie jakiegoś komercyjnego miejsca, gdzie poza przyjaciółmi i znajomymi mógłby znaleźć się przypadkowy przechodzień. Wybraliśmy się więc do „HITu” na spotkanie przesympatycznego właściciela, Zbigniewa Loca, który od razu zgodził się na nasz występ, gdyż sam był zmęczony monotonnością imprez, jakie dla dobra interesu prowadził. Mieliśmy zatem wolną rękę do tego, co chcemy zrobić, wytwornice dymu, nagłośnienie i magnetofon, który mógł nagrać nasz występ.
W zorganizowaniu koncertu pomogli nam bardzo przyjaciele. Tomasz Kistowski, jeden z naszych okolicznych raperów tamtych lat (twórca projektu DRAKKON), zajął się realizacją dźwięku, siedząc na stanowisku DJ’a, a również użyczył wyższej klasy syntezator i nagrał to wszystko. W ogólnej organizacji pomagała nam jeszcze Małgorzata Fereżyńska-Flis, udostępniając kilka rekwizytów z Domu Kultury i pomagając załatwić część spraw. Całość opisała następnie redaktorka „Gazety Noworudzkiej”, Irena Żabska.
Mimo niewielkiej reklamy, na koncert przybyło naprawdę sporo osób, które zapełniły praktycznie całą salę, a nie było to małe pomieszczenie. Zebrali się praktycznie wszyscy nasi przyjaciele, ale poza nimi masa nieznanych nam osób, które oczekiwały czegoś odmiennego niż monotonna codzienność górniczego miasteczka. Nie ukrywam, że duża część z nich przyszła obejrzeć, co też wyprawiają na takim występie „sataniści”, gdyż w tej niewielkiej społeczności od dawna rosły na nasz temat różne tego typu legendy, czasami nas samych wprowadzając w osłupienie.
Aby koncert miał istotnie magiczny i ezoteryczny charakter, zadbaliśmy o odpowiednie akcesoria, czyli wykorzystaliśmy jeden ze stolików restauracji jako ołtarz przykryty czerwonym materiałem, na którym leżało kilka tajemniczych przedmiotów czyli szkatułka, podstawki na kadzidełka, ceremonialny kielich (z którego za potęgę Magii Mariusz wzniósł toast na zakończenie występu) i oczywiście czarne świece. Do tego Tomek, realizujący koncert, nie oszczędzał wytwornic dymu, których opary zmieniły scenę w dość tajemnicze miejsce. Wystarczyło naprawdę niewiele rekwizytów, aby kilka dni później dowiedzieć się od samego właściciela restauracji, że zgłosili się do niego rodzice jakiejś dziewczyny, która po koncercie doznała rzekomo nerwowego załamania, bo obejrzała rytuał satanistów! Sam pan Zbigniew uśmiał się z tego i dziękował nam za udany wieczór, a podobnymi pogłoskami zupełnie się nie przejmował.
Sam scenariusz koncertu podzieliliśmy na dwie części. Pierwszą był występ VEDYMINÓW z naszym repertuarem, w którym znalazły się utwory z dotychczasowych kaset demo oraz kilka nowych, które były szykowane na kolejny materiał „Świt w Krainie Zmierzchu”. Zakończyliśmy tę część wzniesieniem wspomnianego toastu, który od tamtej pory stał się tradycyjnym elementem naszych występów, przybierając tylko coraz bardziej rozbudowane postaci. Następnie głos zabrałem ja i kiedy dziś słucham swoich zapowiedzi, nie mogę powstrzymać śmiechu, jaki to ja byłem elokwentny, hahaha! Podział nastąpił z tego powodu, że w tamtym czasie brałem udział w kilku występach z ramienia Noworudzkiego Ośrodka Kultury na konkursach poezji śpiewanej itp. Powstała wtedy część materiału, nie do końca związana z fantastycznym i baśniowym klimatem VEDYMINÓW, ale raczej bliższa była naszym fascynacjom poezją Młodej Polski, a przede wszystkim Tadeuszem Micińskim i jego lucyferyzmem a także dekadentyzmem. Chciałem więc i ten materiał zaprezentować. Oczywiście po moim występnie nie obyło się bez bisów, wśród których znalazł się nasz „hicior” Neverland a także zagrany na specjalne życzenie Przemka Janczewskiego, Królestwo. Ten ostatni utwór wymownie nawiązywał do romantycznego samobójstwa, którego temat mimo naszej wielkiej ciekawości i chęci życia, przewijał się w rozmowach.

Po zakończeniu koncertu nie obyło się oczywiście bez hucznej imprezy, która trwała do późnych godzin, choć dla nas, Adama Zaklukiewicza i Małgorzaty Fereżyńskiej-Flis przeciągnęła się do białego rana. Właściciel zostawił nas w knajpie pod okiem nocnego stróża, a my korzystaliśmy z dobrodziejstw otwartego baru. O świcie zebraliśmy się do domów i dość dobrze pamiętam nasz spacer ulicą Kombatantów, na której kiedyś mieszkałem, z poczuciem spełnienia i satysfakcji!"

ZAWARTOŚĆ:
Pełna zremasterowana wersja koncertu w formacie audio .mp3.
Okładka reedycji oraz pełna wersja książeczki z tekstami, fotografie z koncertu oraz artykuł z "Gazety Noworudzkiej" odnoszący się do tego wydarzenia.

TRACKLISTA:
1. Duchy Zmierzchu Dawnych Dni
2. Magiczne Zwierciadło
3. Mgły Avalonu
4. Senne Podróże cz. I - Wizja
5. Przed rozstaniem
6. Senne Podróże cz. II - Pocałunek Nocy
7. Królestwo
8. Neverland
9. Sauron
10. Epilog o zmierzchu Dawnych Dni - Zakończenie
11. Północna Granica
12. Lucifer
13. Jest serca kraj...
14. Na księżycu czarnym wiszę...
15. Inwokacja
16. Neverland (bis)
17. Królestwo (bis)

DOWNLOAD:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz