niedziela, 1 września 2013

VEDYMINI - Dni, które już nigdy nie powrócą (demo 1996)


Nagrania zespołu VEDYMINI, które oddaję Wam po wielu latach w odnowionej wersji poszerzonej o niepublikowany na kasetach magnetofonowych utwór, to wyjątkowy kawałek naszej historii. Oczywiście zdaję sobie sprawę z prawdziwie amatorskich warunków realizacji tego materiału, jak i również z wielu niedociągnięć i naszego braku umiejętności. Pomimo tych mankamentów dla wielu osób muzyka ta zawiera wyjątkowy ładunek emocjonalny, a także była swojego rodzaju czymś nietuzinkowym w polskim podziemiu zarówno muzycznym jak i fanów fantastyki. Pozwoliła nam zrealizować marzenia, jakimi karmiliśmy się w małym miasteczku, dalekim od fascynującego świata pisarzy i czytelników opowieści, które wypełniały nasze dzieciństwo a następnie młodość. “Dni, które już nigdy nie powrócą” stały się dla nas bramą do nowego świata, a tym światem był konwent NORDCON’96. Po wysłaniu naszych nagrań do kilku pism fantastycznych, odezwał się do nas Jarosław Grzędowicz, ówczesny redaktor naczelny miesięcznika “Fenix” i zaprosił na występ w Jastrzębiej Górze na wspomnianym już konwencie. Ze względu na dużą część utworów inspirowanych opowieściami Feliksa W. Kresa, mieliśmy szansę osobiście poznać tego autora i porozmawiać o wielu interesujących nas sprawach. Oczywiście w czasie tych kilku dni poznaliśmy jeszcze wielu innych wspaniałych polskich pisarzy i spędziliśmy nad morzem jedne z najwspanialszych chwil naszego życia. Sam nasz koncert wywołał jednocześnie dużo radości, jak i przysporzył nam grupę sympatyków. Wśród niej znalazła się Ewa Nadolna, działająca w tym czasie w Zielonogórskim Klubie Fantastyki “Ad Astra”. Nasza wspólna powrotna podróż zakończyła się tym, że kilka tygodni później dzięki Ewie poznaliśmy Kazimierza Kielarskiego, który z kolei zaprosił nas na występ do Zielonej Góry na Bachanalia Fantastyczne’97. Rok 1997 to jednak już inna historia, którą poznacie, kiedy światło dzienne ujrzy reedycja “Świt w Krainie Zmierzchu”. Dziś pozostańmy przy jesieni roku 1996. Nagrania VEDYMINÓW realizowaliśmy wtedy w altance na działce Mariusza Poźniaka, gdzie do dyspozycji mieliśmy dwa magnetofony, kamerę pogłosową, mikrofon za parę groszy i naszą zwariowaną wyobraźnię. W czasie nagrań odwiedzali nas przyjaciele i pozostawiali po sobie różne ślady rejestrowane na kasetach magnetofonowych. Takim śladem naszych wspomnień jest również ta kaseta, którą w oczyszczonej kopii dziś oddaję w Wasze ręce i mam nadzieję, że poza oczywistą radością rozbudzi ona w Was jeszcze coś, za czym tęskniło się będąc tam wtedy, w dniach, które już nigdy nie powrócą...

ZAWARTOŚĆ:
Zremasterowane nagrania całej kasety plus bonus tracki w formacie audio .mp3.
Nowa wersja okładki reedycji plus pełna książeczka z tekstami, stara wersja okładki kasetowej oraz zdjęcia z konwentu NORDCON'96.

TRACKLISTA:
01. Duchy Zmierzchu Dawnych Dni
02. Chłód mojego serca
03. Magiczne Zwierciadło
04. Serce Gór
05. Ogród Suldrun
06. Diuna
07. Miód dla Emiry
08. Mgły Avalonu
09. Wichry Nocy
10. Przed rozstaniem
11. Senne Podróże cz. I - Wizja
12. Przysięga Fausta
13. Demon Walki
14. Senne Podróże cz. III - Tęsknota
15. Czas Pogardy
16. Senne Podróże cz. II - Pocałunek Nocy
17. Gospoda Pod Księżycowym Wzgórzem
18. Królestwo
19. Neverland
20. Epilog o zmierzchu Dawnych Dni
21. Neverland
22. Litanie do Szatana (Ch. Beaudelaire)

DOWNLOAD:

Funeral Cult - Korowody Cieni (demo 1996)


Dzisiejszego deszczowego poranka podrzucam Wam kolejną wykopaną z podziemi nowinkę. Jest to materiał grupy Funeral Cult z Łodzi, która w połowie lat 90-tych tworzyła, jak na tamte czasy przystało, klimatyczny doom death metal. Materiał ten został profesjonalnie nagrany i wydany, dlatego cieszy i oczy i uszy po dziś dzień. W sumie niewiele wiem o samym zespole. Kasety otrzymałem "w spadku", stąd też nie nawiązałem z zespołem nigdy bliższych relacji. Rzecz ma się również tak, że kaseta, jaką posiadam, jest reedycją wcześniejszego kasetowego wydania. Reedycji dokonało Millenium Records i zrobiło to całkiem całkiem.

Zachęcam więc do zapoznania się z oczyszczoną i lekko zremasterowaną wersją nagrań z minionej dla metalu epoki;)

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i oczyszczony z lekkim remasteringiem materiał audio w formacie .mp3.
Skan obu stron okładki reedycji Millenium Rec.

TRACKLISTA:
http://www.metal-archives.com/albums/Funeral_Cult/Korowody_Cieni/79394

DOWNLOAD:
http://www.mediafire.com/?2h3hlgfa2x0ua92
http://rapidgator.net/file/6c024cec8619548b2db92501bd54b0d3/FC-korocien.rar.html
http://www11.zippyshare.com/v/73686404/file.html
http://rapidshare.com/files/3540908553/FC-korocien.rar

sobota, 31 sierpnia 2013

VEDYMINI - Duchy Zmierzchu Dawnych Dni (demo 1996) - REEDYCJA


Z biografii VEDYMINI:
"Historia projektu VEDYMINI rozpoczęła się po części przypadkowo na przełomie stycznia i lutego 1996 roku. Piszę tutaj o przypadkowości, choć nie do końca chyba jestem szczery… Nagrania pierwszej kasety demo były bowiem wynikiem kilku zdarzeń, jakie miały miejsce wcześniej. Postaram się zatem po kolei wszystko omówić.
Pomysł na muzykę opartą na brzmieniach syntezatora nie był niczym osobliwym. Wielu muzyków, nawet z podziemnej sceny metalowej, zaczynało tworzyć swoje nagrania, opierając się na tym instrumencie i jego różnorodnych brzmieniach, dzięki czemu powstawały bardzo nastrojowe, obrazowe materiały, jakimi fascynowaliśmy się i które uzupełniały naszą muzyczną przestrzeń. Nie mogę ukrywać, że inspiracjami dla tworzonej przeze mnie muzyki VEDYMINÓW były min. nagrania Norwega Håvarda Ellefsena, którego projekt MORTIIS wywarł swego czasu niesamowite wrażenie na wielu sympatykach mrocznej i nastrojowej muzyki, a także równie podziemnego co i nasz projektu NIRNAETH. Oczywiście inspiracje te zostały przefiltrowane przeze mnie i z początkiem roku 1996 wspólnie z Mariuszem A. Poźniakiem wyklarowaliśmy własną wizję i kierunek. Pomimo zauważalnych czasami zapożyczeń ze stylu grania wspomnianych projektów, VEDYMINI nabrali własnego charakteru. Nie staram się tutaj wznieść tego, co tworzyliśmy, na wyżyny, bowiem zdaję sobie sprawę z amatorskiego nagrania, braku sprzętu jak i umiejętności muzyczno-realizatorskich, jakie były naszym udziałem, jednak obserwując scenę muzyczną zarówno obecną jak i dawną, nie natknąłem się na nic podobnego. Muzyka oparta na syntezatorze, prosta, melodyjna i do tego melodeklamowane wiersze o tematyce najczęściej mieszającej fantasy z pewnego rodzaju utopijnym eskapizmem i marzycielstwem. Właśnie – melodeklamowane! – bo o recytacji nawet nie możemy tutaj mówić ;)
Nie pamiętam w tej chwili, kto z nas pierwszy wpadł na nazwę projektu, zaczerpniętą z cyklu opowieści o wiedźminie autorstwa Andrzeja Sapkowskiego, ale z Mariuszem czytaliśmy wtedy bardzo podobne lektury i byliśmy akurat na etapie tejże sagi. Długo nie musieliśmy się nad tą nazwą naradzać. Poza tym zawsze mieliśmy w założeniu wykorzystywać w naszej twórczości teksty w języku polskim, wobec czego tym bardziej rodzima nazwa wydawała się nam adekwatna. Co prawda z czasem VEDYMINI okazali się być dość mocno romantyczni i bliżsi profesji minstrela niż rębajły, ale co raz nazwane, nie ma sensu zmieniać…
Nagrania pierwszego demo VEDYMINI trwały raptem trzy dni. Choć przygotowanie podkładów instrumentalnych trwało trochę dłużej, to całość głosów i aranżacji opracowaliśmy w tym właśnie czasie. Nagrania odbywały się w moim mieszkaniu w Nowej Rudzie – Słupcu przy ulicy Kombatantów. W zamkniętym pokoju musieliśmy borykać się z rodzicami, którzy oczywiście za nic mieli ciszę studyjną i w jednym momencie nawet do dziś wychwytuję minimalny śmiech Mariusza, kiedy moja mama „sympatycznie” upomniała psa, aby nie stał i nie patrzył w ten sposób na kotlety, jakie akurat przygotowywała;) Ale wracając do rzeczy… Materiał „Duchy Zmierzchu Dawnych Dni” powstawał na podobnym sprzęcie, co większość materiałów z tamtego okresu, jakie nagrywałem. Magnetofon Dual C828 służył nam jako rejestrator śladów i jednocześnie pseudo-mikser, bowiem pozwalał zmiksować ze sobą niezależnie poziom dwóch sygnałów wchodzących do magnetofonu. Drugi radiomagnetofon SHARP, którego modelu w tej chwili nie pamiętam, służył jako odtwarzacz podkładów już nagranych, do których dogrywaliśmy kolejne ścieżki. Tak więc wyglądało nasze dwuścieżkowe studio. Syntezator, na którym powstawało pierwsze demo, to była jakaś zabawkowa wersja Casio, z której wydobyliśmy chyba najlepiej brzmiące dźwięki, a mikrofon dynamiczny, jakim realizowaliśmy wokale, kosztował ok 10 zł. Śmiechu warte to wszystko ;) – ale marzenia były olbrzymie! Aby w jakikolwiek sposób przekształcić nasze głosy, żeby nie brzmiały zwyczajnie i sucho, włożyliśmy ów mikrofon do wielkiego garnka, który powodował takie metaliczne pogłosy i stąd wokale brzmią w taki a nie inny wyjątkowy sposób ;) Chyba to wszystko jeśli chodzi o techniczną stronę realizacji nagrań w 1996 roku.
Ukończone demo oprawiliśmy w okładkę, która była fragmentem obrazu Piotra Łukaszewskiego, stanowiącego ilustrację do książki Urszuli K. Le Guin „Czarnoksiężnik z Archipelagu”, na komputerze znajomego wydrukowałem resztę informacji i całość poszła na xero, a następnie dalej w świat. Choć tym światem dla nas były przede wszystkim redakcje magazynów poświęconych fantastyce. Niewiele kopii trafiło do podziemia muzyczno-literackiego, bowiem sami zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to nie jest spełnienie naszych oczekiwań. Nie byliśmy tak zadufani znów, aby sądzić, że tymi nagraniami poruszymy niebo i ziemię. Jednak efekt przekroczył nasze oczekiwania. Jarosław Grzędowicz, naczelny redaktor miesięcznika „Fenix”, odsłuchał naszą taśmę i stwierdził, że świetnie się przy niej bawili ze znajomymi, a swoją drogą jest coś w tej muzyce i koniec końców zaprosił nas na konwent fanów fantastyki NORDCON’96. Nie muszę chyba pisać, jaką to sprawiło nam radość i jakiego dostaliśmy kopa do dalszej pracy. Do czasu wyjazdu na NORDCON mieliśmy już gotowy kolejny materiał, o którym szczegółowo piszę w wydaniu „Dni, które już nigdy nie powrócą”.
W związku z obecną reedycją taśmy „Duchy Zmierzchu Dawnych Dni” jestem winien jeszcze jedną ciekawostkę objawić. Otóż chodzi o utwór „Zemsta z Zaświatów”, którego są na tym wydaniu dwie części. Spowodował on bowiem pewne zamieszanie. Już po nagraniu demo, uznaliśmy, że utwór ten jest zbyt słaby, aby go ujawnić. Nie podobała nam się ta realizacja, zbyt bez emocyjne głosy itd. Postanowiliśmy zatem zastąpić ten utwór innym, instrumentalnym, aby tytuły na wydrukowanej już okładce zgadzały się. Taka też wersja poszła w świat. Obecna reedycja jest pierwotnym materiałem w pierwotnej postaci, a druga część „Zemsty z Zaświatów” dodana jest jako bonus i zamknięcie tych nagrań.

Historia „Duchów Zmierzchu Dawnych Dni” kończy się zatem w tym momencie, ale z pewnością nie kończy się jeszcze całkiem…"

ZAWARTOŚĆ:
Zremasterowany materiał audio w formacie .mp3
Nowa okładka, pełna książeczka z tekstami, stara okładka kasetowa.

TRACKLISTA:
1. Duchy Zmierzchu Dawnych Dni
2. Chłód mojego serca
3. Magiczne Zwierciadło
4. Serce Gór
5. Ogród Suldrun
6. Diuna
7. Miód dla Emiry
8. Zemsta z Zaświatów
9. Wichry Nocy
10. Epilog o zachodzie Krwawego Księżyca
11. Zemsta z Zaświatów (cz. II)

DOWNLOAD:

wtorek, 27 sierpnia 2013

OVS - Scaracco (demo 1997)


Dziś po długim czasie coś nowego i coś zapewne dość oryginalnego. Tym bardziej chyba niedostępnego obecnie, a naprawdę interesującego. Pisząc niedostępnego, mam na myśli całość wydawnictwa, bowiem same utwory gdzieś się poniewierają po jakiś lastef-emach itp. serwisach. Połączenie muzyki metalowej, industrialu, poezji, literackich eksperymentów, nowych trendów dopiero rodzącej się muzyki new metalowej... Tego chyba można było doświadczyć jedynie w roku 1997, który osobiście uważam za rok magiczny dla podziemia metalowego i sztuki w ogóle. Coś wtedy było takiego, że powstawały najdziwniejsze twory, zarówno w muzyce, literaturze, filmie... Możecie spróbować prześledzić ten rok i zwrócić na to uwagę. Wtedy naprawdę wiele się działo. Wiele oryginalnego. OVS (Znany również pod nazwą ONLYVERSE lub OMNIVOROUS - z różnymi się spotkałem) jak widać szedł z falą magii tego roku. Szkoda, że po dziś dzień zapomniany, ale koniecznie po latach trzeba przypomnieć sobie ten materiał. Kaseta magnetofonowa jest dziś kultowym nośnikiem, który zaklął w sobie wiele naszych wspomnień. Jednak był to nośnik dość ograniczony i twórcy OVS (wiadomo, nie oni pierwsi) zdawali sobie sprawę z jego ograniczeń. A może po prostu to "polski brak możliwości" powodował, że kreowano coraz to ciekawsze formy dla swojej wypowiedzi. Do kasety OVS dołączony został bowiem dodatek w formie malutkiej książeczki z tekstami, wierszami i prozą. Zatem nie tylko muzyka ale i przekaz był bardzo istotny, co mnie zawsze fascynowało. Muzyka to potężna siła, która pozwala nieść ze sobą idee. Oczywiście cały ten dodatek łącznie z okładką wreszcie jest dostępny w tej paczuszce, jaką macie ode mnie.
Kaseta OVS składa się z dwóch części. Jednej industrialno metalowej, drugiej bardzo elektronicznej, awangardowej. Obie po dziś dzień brzmią świeżo i interesująco. Warto o takich materiałach przypominać, aby dziś twórcom co niektórym nie widziało się, że robią coś oryginalnego, a w rzeczywistości przed nimi już naprawdę wiele wartościowych tworów powstało.
Życzę miłego wspominania naprawdę ciekawej muzyki! Gdybyśmy w tamtych latach w tym kraju mieli możliwości jak na Zachodzie, raczej bylibyśmy forpocztą dla wielu!

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio w formacie .mp3.
Skan obu stron okładki kasety.
Pełen skan książeczki dołączonej do kasety.

TRACKLISTA:

1. apology
2. dreamer
3. ice
4. hope it won't rain
5. the undoubt
6. softinflux
7. on your knees (live)
8. exodos
9. sphere of the ten
10. quake your mind
11. things change
12. selfgift

DOWNLOAD:

środa, 29 maja 2013

Memoria Vetus - The Legend (Last Night of Atlantis) (demo 1996 + bonusy)


Dzisiejszego wieczoru przygotowałem dla Was coś wyjątkowego. Na pewno niektórzy będą mieli niezłą rozkminkę, jeżeli chodzi o część tego materiału, ale po kolei... Memoria Vetus zaistniała w naszym podziemiu naprawdę zacnie, bowiem ich utwór znalazł się na jednej z części składanek "Blood to Come" o ile pamiętam. Ale o ile też pamiętam, z równym rozmachem zniknął z naszej sceny. Osobiście w tamtych czasach, samemu wykonując podobne nastroje muzyczne, bardzo zafascynowałem się tym projektem. A największą moją radością było, kiedy udało mi się zdobyć tę kasetę. Otóż jeden z moich przyjaciół, Kruku (min. redaktor Metal Hammer i współtwórca niedoszłego Troll's Wisdom Rec.) posiadając tę kasetę nie uniknął mojego najazdu... Bowiem, jak wiecie w tamtych czasach, aby wypatrywać nowości, należało nie klikać po internecie, ale wybrać się parę kilometrów dalej do naprawdę zaprzyjaźnionej osoby i negocjować, czy da radę, czy też nie;) Kruku jest moim dobrym przyjacielem do dziś, to wspaniały człowiek! Jest jedną z tych osób, które zawzięły się w naszym gronie i zrobiły coś ze swoim życiem, zamiast zniweczyć wszystko w rynsztoku, choć ja bym mu zadał kopa obecnie, aby bardziej przypominał siebie z dawnych lat :) Ale nie mam sumienia, bowiem zajmuje się naprawdę wieloma rzeczami i czasami zastanawia mnie, jak sobie z tym radzi!

Ale do rzeczy. Mówiąc szczerze, wydębiłem od Kruka ten materiał i to w wersji, która powali na kolana bardzo wielu. Memoria Vetus nagrała jedno demo "Ostatnia Noc Atlantydy". Wened działając kiedyś w Metal Archives dopisał jeszcze "Promo 1998". Jednak od Kruka zgrałem kasetę zupełnie innego rodzaju, pełną instrumentalnych utworów, których słucha się po latach naprawdę wspaniale. Najgorszym jest, że nie pasują mi do tego wszystkiego tytuły, jakie miałem odpisane.

Zatem, dziś macie ode mnie naprawdę niezłej jakości pełną wersję demo "Ostatniej Nocy Atlantydy", a do tego masę bonusów, które opisałem, jak potrafiłem, ale profesorem od Memoria Vetus nie jestem. Jeśli zidentyfikujecie  pozostałe utwory będzie super, ogarniemy ten naprawdę interesujący band. Interesujący dlatego, że o ile się orientuję z czytanych dawniej wywiadów, byli to ludzie chcący coś, co ich zafascynowało, przekazać. Trochę w tym fantastyki, trochę fascynacji neopogaństwem, trochę jakby z fascynacji "starożytnymi kosmitami" (wujek Daniken), ale też nawet polską fantastyką i starożytną mitologią. Uważam, że z takimi ludźmi, którzy tworzyli tę muzykę naprawdę można było o czymś fascynującym porozmawiać, to naprawdę był grany z serca METAL! Ostatnie pytanie: CZY TEN METAL I TA PASJA POZOSTAŁA???

Przyjaciele, proszę się częstować i fascynować! Jakość nagrań jak zwykle, standard, macie najlepszą;) Kiedy słuchałem dostępnych zgrywek, w nadziei znalezienia lepszej kopii, spaliła na panewce. Ale gdybyście mieli lepszą, ja poproszę, bo Memorię Vetus mam na liście wyjątkowych!

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany w pełni materiał audio w formacie .mp3 z lekkim remasteringiem.

TRACKLISTA:
Oto jeszcze jeden podstawowy problem. Na zgranej przeze mnie kasecie znajdowało się w zupełności demo "Ostatnia noc Atlantydy". Ale następujące po sobie kawałki z drugiej strony niestety nie posiadały konkretnie rozłożonych tytułów. Od Kruka posiadałem spisaną tracklistę, która w żaden sposób nie odpowiadała rzeczywistości. Gdyby ktoś kiedyś ogarnął całość, możemy zarchiwizować te utwory. Ja na ten czas opisałem te, które rozpoznawałem, ale to nie ima się rzeczywistości! Jeśli ktoś bardziej zna się w temacie, proszę o kontakt!

01. Podróż do Zamorskiej Krainy
02. Atlanckie Imperium
03. Ostatnia Noc Atlantydy
04. Czarny Syn Gai
05. Guardian of Mankind
06. Sąd Ostateczny
07. Noc w zimowym lesie
08. Wielki Armageddon
09. Sąd Ostateczny
10. Święte Wojny
11. Archaiczny Holocaust
12. Upadek MS
13. Astrei
14. Noc w zimowym lesie
15. Underground (Men in Black)
16. Czarny Syn Gai
17. Ostatnia Noc Atlantydy

DOWNLOAD:
http://rapidshare.com/files/4274713667/MV-TheLegend.rar
http://www26.zippyshare.com/v/62281409/file.html
http://www.mediafire.com/?bfc4dq7z63go7cu

piątek, 26 kwietnia 2013

Skuty Lodem - Fantom bez twarzy (2001)


Pisałem Wam onegdaj o Skutym Lodem... Zachwalałem, o ile pamiętam dobrze;) I szczerze - ale najprzyjemniejszym, co mnie spotkało, był odzew twórcy wspomnianego projektu. Po wpisie na moim blogu, Piotr Huzar napisał do mnie ze zdziwieniem, że ktoś jeszcze ów projekt pamięta;) A jakże! - są tacy, co pamiętają! I cenią! Kilka maili minęło między nami i Piotrowi udało się zebrać w całości drugie jego wydawnictwo "Fantom bez twarzy". Pozwolił mi również na publikację tego wydawnictwa, co z przyjemnością też czynię! Oczywiście trochę czasu już minęło od tego pozwolenia, ale sam nie zawsze ogarniam mój własny czas rozgraniczony na pracę, przyjemności i pasję - bo chyba nasz czas dzieli się pomiędzy tymi przegródkami... Patrząc na obecną chwilę, pozostaje mi tylko jeszcze demo "Tohuwabohu" skompletować, o co się postaram, i mamy całość twórczości Piotra na moim blogu.
Nie wiem, jak Wam podoba się ta muzyka, ale mnie ciągle przenosi w stare czasy, szarpie na wspomnienia. Ma coś z dokonań SMRTANA, pyknięcia MORTIISa, brzmienie naszych starych kart dźwiękowych... ale i zdaje się wielu innych rzeczy - ALE TO TYLKO MOJE SKOJARZENIA. Muzyka Skutego Lodem jest bardzo indywidualna. Kiedy rozmawiałem z Piotrem mailowo, mówił, że w tamtych czasach był zainspirowany nastrojem muzyki do gier... Hmmm, gdyby tak pomyśleć, większość ciekawej muzyki powstaje w oparciu o gry, film i literaturę. Niekoniecznie w tej kolejności, ale chodzi o to, że muzyka też posiada swój język, od wieków jest związana z pewną semantyką, którą niektórzy starają się zburzyć, a inni doprowadzić do perfekcji, co i tak wiąże się z tym, że każdy z nich (tych twórców) zdaje sobie sprawę z tego i działa świadomie. Z drugiej strony obserwując współczesną muzykę, zbyt wielu "twórców" nie zdaje sobie z tego sprawy... Dlatego ja zbyt często wracam do przeszłości. Nawet ostatnio jakoś w telewizji śniadaniowej Marek Sierocki stwierdził, że technologia tworzenia muzyki zabiła w niej melodię. Oj, panie Marku, ja to stwierdziłem kilka lat wcześniej, grubych lat. Teraz prostackie riffy, które są dobrze wyprodukowane, brzmią wspaniale i wystarczają. Ale wystarczają tylko prostacko wyprodukowanym. Człowiekowi będzie potrzebne zawsze coś fascynującego, coś co wprowadzi go w nastrój tajemnicy. Nie mówię oczywiście o prosiętach pędzących tu i tam, bo im wystarczy rytm i pierdzenie. To, co tajemnicze i naprawdę ludzkie, poczują nieliczni... Posłuchajcie Skutego Lodem, tym bardziej, że ta muzyka pasuje jak ulał do "Gry o Tron", w której najnowszym serialowym sezonie nadchodzi zima i horror, ale też melancholia! hahaha;)

ZAWARTOŚĆ:
Muzyka zgrana z CD w wersji FLAC.
Skany i fotografie okładki, płyty itp. zebrane przez autora projektu.

TRACKLISTA:

01 Rzeka Białych Snów
02 Nighttime Words
03 Pain Has A Face
04 Pusty Horyzont
05 Burza
06 Fantom Bez Twarzy
07 Noc Snów, Sny Dnia
08 Jaskinia (część I)


Download:
http://www.mediafire.com/?tzewrs5sfledziv
http://rapidshare.com/files/475934953/SL-fbt(2001).rar
http://www71.zippyshare.com/v/80239101/file.html

sobota, 13 kwietnia 2013

Puzon - reh tape,95 (1995)


Nagrania te wynalazłem w moim "magicznym pudełku" po pierwszych butach New Rock, w którym to trzymam ukryte pewne skarby, jakie mają dla mnie nieocenioną wartość sentymentalną i emocjonalną. Są tam kasety z nagraniami, o jakich nigdy się większości moich przyjaciół nawet nie śniło. Może są ze trzy osoby, które mniej więcej jarzą, co tam się może znajdować, ale to i tak tylko lekkie jarzenia. Co tam jest naprawdę... To ja sam chyba, cholera, nie wiem do końca. Zachowało się kilka tych wspomnień, dzięki którym moja osobowość łączy się w całość. A co tym razem?
W dniach kiedy prężnie działał mój Black Metalowy projekt EGAHEER, staraliśmy się również nie ograniczać tylko do jednego rodzaju muzyki. To znaczy ja bym nie miał z tym problemu, żeby się wtedy tak ograniczyć, jednakże reszta muzyków z mojego składu skutecznie się buntowała i napierała na mnie. Swoją drogą spotkaliśmy kilku dobrych muzyków, którzy nam chcieli pomagać i poszerzali nam horyzonty. Graliśmy wtedy w sali prób mojego technikum, w którym mieliśmy przydzielonego opiekuna z ramienia szkoły, i choć on sam pozwalał nam na wiele ekstremalności, to jednak ambitny był i chciał nas coś więcej nauczyć. W splotach tych wielu wydarzeń i naszych pragnień, zaczęły powstawać więc poboczne utwory. Skład dość często się zmieniał, aż wreszcie udało się nam ustabilizować w pewnym sensie. Oczywiście nieodłącznym moim przyjacielem w składzie był Adam Zaklukiewicz, z którym razem budowaliśmy dalszą drogę. W roku 1995 dołączył do nas mój równie dobry przyjaciel z klasy technikum - Marcin Dyjak. Strasznie zajawił się na perkusję i został stałym pałkerem. Jako że był leworęczny, nauczył się grać na bębnach zupełnie odwrotnie, co było widokiem naprawdę niesamowitym, bowiem nigdy nie przestawiał układu bębnów, jaki preferowałem ja, czy inni perkusiści dłubiący z nami na sali prób. Ja wreszcie przesiadłem się na gitarę, na której komponowałem, a Adam basował ile wlazło przez cały ten czas. Przez pewien okres był z nami jeszcze na syntezatorze Mariusz Rola, ale niestety nie miał aż tyle zapału.
Pewnego razu przed jakimś występem cały nasz sprzęt był ustawiony w takim holu do wejścia do kina, na którego estradzie miał być koncert. Aby więc poćwiczyć jeszcze kawałki, odbyliśmy próbę w tym miejscu, a że tym samym pogłos pomieszczenia nadawał naszej muzyce kolorytu, załatwiliśmy naprędce jakiegoś Kasprzaka i zarejestrowaliśmy kilka utworów. Oczywiście pogłos sprawił tylko, że wszystko zlało się w jeden chaos, ale dało się tego chaosu słuchać;) W tym wszystkim najzabawniejszą i najbardziej niepoukładaną rzeczą jest kawałek "Mgła", który miał być improwizacją na zadany przeze mnie temat, w którym - w jego prostocie - pogubiliśmy się jak małe dzieci ;) hahaha...
Co do samej nazwy i projektu... Nazwę PÓZON wymyślił Marcin Dyjak i miał to być nasz drugi projekt, w którym do głosu miały dojść przede wszystkim gusta Adama Zaklukiewicza i Marcina. Oczywiście miało być w tym coś z hardcoreowych brzmień, więcej jakiegoś połamanego rytmizowania, ale jednocześnie czegoś punkowego, bluesowego a nawet hip-hopowego. Miał być to zlepek wszelkich wolnych myśli snujących się po ich i mojej również głowach. Takim też był, choć w sumie nie trwał chyba dłużej niż ten rok czasu. Nazwę PÓZON celowo pisano z błędem, bo tak się wyróżniało;) Podobnie staraliśmy się o wyjątkowe pseudonimy: Hyżyn Teleskopen (git., voc.), Marcel von Troben (dr.), Adamos Madafakos (bas.). Oczywiście w materiale PÓZONA nie brakowało coverów EGAHEER, stąd i jeden na tej kasecie się znalazł. Właściwie chodziło o to, że PÓZON był zespołem po części dla oficjalnej wizytówki tego, co gramy na próbach za szkolne pieniądze, a EGAHEER było tym ukrytym docelowym projektem, jaki tworzył się wtedy, jak zawsze, w głębokim podziemiu;)

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i oczyszczony materiał audio z lekkim remasterem w formacie .mp3.
Skan okładki.

TRACKLISTA:
01. Technic-song
02. Głowa do góry
03. Klucz do Angmar (cover EGAHEER)
04. Mgła (Zadyma)

DOWNLOAD: