wtorek, 18 października 2011

Gorthaur - Somewhere, sometimes... (1998)


Można powiedzieć, że historii Gorthaura noworudzkiego mamy ciąg dalszy. Demo "Somewhere, sometimes...", z tego co mi wiadomo, to była kaseta, która nagrana została już po pierwszym występie na festiwalu Castle Party'97, ale zdecydowała też o ich kolejnym występie tamże. Te cztery utwory trochę namieszały w świecie klimatycznego metalu. Wiele się o tym pisało nawet w okolicznych gazetach, gdzie zazwyczaj takie tematy omijano, bo oto znalazł się zespół z tego zadupia, który pokazał, że się da i że talenty rosną nie tylko w wielkich miastach. Szkoda, ze nie udało się im wygrać, ale przyjęcie zespołu było naprawdę ciepłe! Zresztą zaowocowało to późniejszymi koncertami choćby z Desdemoną. Nastąpiły też wtedy kolejne roszady w składzie, gdzie do zespołu dołączył nowy basista Marcin "Jerzoo" Rzeczycki, a dotychczasowego perkusistę Romka Kaszubę zastąpił mój były perkusista Korsarza, Michał Kubat. Korsarz właśnie w roku 1998 zawiesił działalność ze względu na mój wyjazd na studia i brak wtedy czasu na kontynuowanie prób regularnych, więc mi się ludzie porozchodzili po świecie:) Z pewnością był to w obu przypadkach duży plus dla Gorthaura!
Niestety nie posiadam okładki do "Somewhere, sometimes...", choć demo jest oficjalnym materiałem. Jedynie udało mi się wydobyć tytuły utworów od Darka Deca, wokalisty, z którym ciągle jakoś nam się kontakt trzyma. Może z czasem i okładkę gdzieś mi się uda wydębić;) Sam materiał jest króciutki i w tej dość dobrej wersji otrzymałem go od Tomka Kopczyńskiego, pierwszego wokalisty Gorthaura. Można stwierdzić, że tak na dobrą sprawę Gorthaur wtedy dopiero się rozkręcał. Wokal Darka był już lepszy, ale do dzisiejszych możliwości jeszcze mu jest daleko, podobnie jak i z angielszczyzną;) Może te rzeczy sprawiały, że w konkursie znalazły się kapele lepsze może nie pomysłowo, ale technicznie? Bo przecież technika w muzyce to też coś, co robi ogromne wrażenie. Mimo tych różnych niedociągnięć, materiał trzyma poziom, a klimat na nim świetnie oddaje końcówkę lat 90-tych ubiegłego wieku;) Lubiącym gotycyzujące nastroje bardzo polecam!
Jedno co mi się jeszcze przypomniało, to chyba na tym materiale za partie perkusji w nagraniu oraz za całość realizacji odpowiadał Leszek Palczak (znany choćby z NECROPHIL), a Michał Kubat przyuczał się i nagrywał bębny na kolejnej produkcji, która niebawem pewnie mi się znajdzie na liście rzeczy, które warto zachować w pamięci...

ZAWARTOŚĆ:
Materiał audio mp3 cbr 320 kbps.

TRACKLISTA:
01. Somewhere, sometime...
02. To Become One Of Them
03. My tears like river...
04. I'm Your Heaven

DOWNLOAD:

niedziela, 16 października 2011

Igor Myszkiewicz, Sylwester Mocur - Plus Ultra (1997)


Wspominałem Wam o Igorze Myszkiewiczu ostatnio dość często... Sam wspominam tego artystę często, kiedy mam na myśli sztukę o charakterze wyjątkowym, pełnym niesamowitej dekadencji ale w tej dekadencji również żywiołowości! To taki znak końca ubiegłego wieku, bowiem nie można nie zauważyć w sztuce pewnego natężenia klimatów mrocznych, niemalże odnoszących się do Młodej Polski, klimatów, z którymi identyfikowało się wiele niebanalnych postaci podziemia literacko-muzycznego. Ale to będzie historia na całkiem inny mój wpis blogowy, taki bardziej teoretyczny. Dziś coś konkretnego.
Przy okazji udostępnienia nagrań TYBERIADY nie mogłem nie pokusić się o udostępnienie także jedynego znanego mi zbioru poezji Igora Myszkiewicza, z którego to nawet jeden utwór został wykorzystany na demo "Do Gwiazd" (chodzi tu o "Przyjdź Królestwo"). Zbiór ten został wydany wspólnie z Sylwestrem Mocurem, którego osobiście nie dane mi było poznać, ale jak to często bywa, sztuka mówi sama za siebie;) Obaj panowie byli grafikami i literatami jednocześnie, współtworzyli Galerię Studencką GALERA i na kilka dni przed świętami i Nowym Rokiem wydali tenże zbiór poezji. Ciekawe, bo już nie pamiętam, jak bardzo śnieżna była zima tamtego roku, ale w 97-mym chyba była magiczna. Czasami zapamiętuję się w tych wspomnieniach i nie wiem, jak dalej brnąć w tym, co chciałem napisać, bo myśli uciekają...
Zbiór tych poezji został wydany tak trochę nietypowo, bowiem artyści podzielili tomik na dwie części i każdy z nich miał pół książeczki dla siebie, tylko jedna względem drugiej była odwrócona do góry nogami. Spotykało się już takie zabiegi, choćby w reprincie książek Kazimierza Chodkiewicza "Michał Nostradamus - jego życie, dzieła i przepowiednie" oraz "Kraków - ognisko sił tajemnych" Wydawnictwa Wawelskiego (reprint z wydania Biblioteki Lotosu z 1939 roku). Tak właściwie kilka wierszy o zupełnie innych stylistykach, ale często podobnych nastrojach. Wiersze Igora pełne nawiązań do przeszłości i łączące je z teraźniejszością, mroczną dekadencką wizją końca XX wieku... Oraz Sylwester Mocur, może mniej wyrazisty, bardziej bliski jemu współczesnej stylistyce, ale równie silnie poruszający.
Nie mogę powiedzieć, że jestem zupełnie obiektywny, poezje Igora trafiają do mnie bardziej, a swego czasu stawały się niemalże hymnami, do których czasami próbowałem układać muzykę, a na pamięć znałem obowiązkowo. Coś w nich było cholernie bliskiego i zapewne bliskiego będzie podobnym charakterom. Dla innych, cóż, przejdą bez rzucenia okiem, to normalne. Ale ja zachęcam do zapoznania się, bo to coś bardzo rzadkiego... Wielu stara się pisać mroczne poezje, ale niestety niewielu potrafi utrzymać się na tej granicy kiczu i powielania. Ten zbiór poezji znakomicie sobie z tym poradził...

ZAWARTOŚĆ:
"Plus ultra" w formacie .pdf.

DOWNLOAD:

Tyberiada - Do Gwiazd (1996)


Dziś dzieląc się z Wami kasetą Leviathan "Memento Mori" przypomniałem sobie i Wam jednocześnie o Igorze Myszkiewiczu. Po naszym (Vedyminów) powrocie z zielonogórskich Bachanaliów Fantastycznych'97 udało mi się namówić Igora na to, aby podesłał mi kasetę projektu, w którym brał udział jako wokalista. Zespół nazywał się Tyberiada i na koncie mieli chyba tylko to jedno wydawnictwo: "Do Gwiazd". Kasetę otrzymałem więc jakiś czas później i najbardziej ubolewałem tylko nad jej tragiczną jakością... Nagrania się tam znajdujące to w większości utwory nagrane na próbach zespołu. W ten sposób powstało coś na kształt demo/reha.
Muzycznie Tyberiada to walcowaty najczęściej Doom Black Metal, taki surowy jak najwcześniejsze nagrania SAMAEL. Muzyka ponura przytłacza swoją atmosferą absolutnej dekadencji. Do tego jeszcze niesamowite teksty Igora, które czasami nawet da się zrozumieć, ale nie ukrywam, że najlepiej się w nie wczytywać, jeśli tylko ma się dostęp, a z tym wiem, że trudniej, ale zamieszczę jeszcze zbiór poezji tego autora w mojej Galerii.
Na samej okładce macie także próbkę upiornych możliwości graficznych Igora, który tworząc swoje obrazy, utrzymuje całość w pewnej niesamowitej, mrocznej stylistyce, nierzadko inspirowanej Zdzisławem Beksińskim.

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i lekko oczyszczony materiał audio mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan okładki.

TRACKLISTA:
01. Ogród Kochanków I
02. Czego sobie życzysz, kochanie
03. Bycza Krew
04. Na wieki wieków
05. Przyjdź Królestwo
06. Kochanica
07. Ogród Kochanków II
08. Katedra
09. Deszcz Popiołów
10. Ryby Żałoby
11. Ja, Mesjasz
12. Requiem

DOWNLOAD:

Leviathan - Memento Mori (1991)



Zespół Leviathan to swoista legenda polskiej sceny metalowej. Ich materiał "Memento Mori" miał przynajmniej trzy wydania. Pierwsze własnym sumptem, drugim zajął się Phonex a trzecim Baron Rec. Kaseta, którą posiadam, to wydanie Phonex, jednakże kiedy mieszkałem w Kłodzku, czasami przypałętałem się do Krzyśka Oktawca, zwanego "Bohomazem" (obecnie będącego radnym w Kłodzku, o ile nie nastąpiły jakieś roszady, lub sam się ambitnie dalej nie przedostał ku władzy, hehe) i u niego znalazłem okładkę wydania Baron Rec. Była to świetnie wydana kaseta ze zdjęciami i tekstami, co mnie bardzo cieszyło. Tym bardziej, że okładkę tę udało mi się wyżebrać;) W tym układzie udostępniłem Wam obie wkładki, co jest pewnego rodzaju zamknięciem całości tego materiału.
Sam Leviathan trafił w moje ręce z początkiem lat 90-tych i od razu trafił w moje serducho niemal idealnie. Muzyka mocna, dynamiczna, wściekła wręcz, pełna ciekawych melodii i z dobrymi polskimi tekstami! Na naszej scenie naprawdę nie było zbyt wiele takich kapel. Zresztą mam swoje spojrzenie na ten materiał, który wielu szufladkuje jako thrash metal. Jednak ja bym się tu sprzeczał i przełożył Leviathana na półkę black metalową, przynajmniej z tym materiałem. Pewnie oburzeni zapytają: ej, stary, jak to tak? A moim argumentem są dwie pierwsze black metalowe płyty Darkthrone. Posłuchajcie tego brzmienia, przecież bardzo podobnie brzmi nasz Leviathan i gdyby w tamtym czasie posłać ten materiał pod tym szyldem w świat, to chłopaki do dziś pewnie by grali i byli legendą nie tylko w Polsce;) Same teksty bardzo często oscylują w gatunku satanicznej poezji. "Lewiatan, zwycięski smok nad Bogiem" albo "Na cmentarzu powstał bunt przeciw temu, kto nazywa się Bóg". Prosto z mostu, mocno i bez kompromisów ani owijania w bawełnę. Również intro do kasety to przecież fragment ścieżki dźwiękowej z filmu "Evil Dead 2", który jak najbardziej z demonologią miał wiele wspólnego, co prawda absurdalnie, ale miał! Oczywiście klimaty takie nie są zarezerwowane dla black metalu jedynie, ale całość charakteru tego wydawnictwa według mnie jest mocno blackowa.
Co do samej ilustracji na okładce, to też łączy się z tym pewna zastanawiająca historia... Autorem tejże jest Igor Myszkiewicz, rysownik z Zielonej Góry, obecnie pracownik Muzeum Ziemi Lubuskiej. Długo po tym, jak Leviathan spoczywał już na mojej półce i czasami grał mi z głośników, byliśmy z Mariuszem Poźniakiem na konwencie fanów fantastyki Bachanalia w Zielonej Górze właśnie, gdzie graliśmy koncert Vedyminów. Tam też poznaliśmy po wernisażu Igora Myszkiewicza, który był jednym z członków tamtejszego Klubu Fantastyki i miał wystawę w ramach konwentu. Grafiki zrobiły na nas piorunujące wrażenie, a do tego Piotrek Korzeniowski (wtedy współredaktor zine'a Rape Your Mind), który zaprzyjaźnił się z nami, przyniósł nam do obejrzenia jeden z najbardziej mrocznych i odjechanych komiksów, jakie dane mi było czytać. Był to "Grabarz" autorstwa Igora, który sam jest autorem wielu innych równie interesujących zeszytów. No i oczywiście później nastąpiły dni pełne pijaństwa i fascynujących rozmów, co pozwoliło nam poznać fascynującą postać Igora... Zresztą wtedy w Zielonej Górze wiele fascynujących osób się poznało... Co do komiksów Igora, to będę je zamieszczał, ale już na swoim blogu, bo to zupełnie inna bajka.
Tak więc w moim przypadku historia kasety Leviathan "Memento Mori" ma wiele zawiłych odniesień;) Sam też postarałem się, aby ten materiał zabrzmiał jak najlepiej, aby można go poznać dokładnie, bo to rzeczywiście materiał, który się ani trochę nie zestarzał i który mogę z całego serca polecić!

ZAWARTOŚĆ:
Zremasterowany materiał audio mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan obu stron okładek z dwóch wydań.

TRACKLISTA:
01. Intro
02. Granica Życia cz. I
03. Upadek
04. Prezent zza światów
05. Ruchy gruchy
06. Granica Życia cz. II
07. Syberiada
08. Abbaddon
09. Leviathan
10. Święto Zmarłych

DOWNLOAD:

sobota, 15 października 2011

Witchcraft - Antithesis of Creation (demo 2000)


No i doczekaliśmy się wreszcie! Drugi materiał Witchcraft dostępny od ręki;)

Na początek za kasetę do zgrania chciałem bardzo podziękować Markowi Szymańskiemu z "Deathcism 'zine", który podesłał mi ten materiał po tym, kiedy jakiś czas temu oddałem w Wasze ręce pierwsze demo Witchcraftów!!! DZIĘKI MARKU!!!

No i co my tu mamy? Przede wszystkim od razu powiem, że nie słyszałem nigdy wcześniej tego materiału... Poprzedni bardzo przypadł mi do gustu, z kolei to, co znalazło się na drugim demo, nagranym dwa lata po debiucie, praktycznie nie przypomina tego, z czym mieliśmy do czynienia na "Summon the Charms". Nad wszystkim unosi się jeszcze ta mroczna i okultystyczna aura, jednak muzyka poszła mocno w stronę Black Death Metalu z naciskiem na ten drugi. Jest szybko, jest ciężko, jest technicznie i jest bez żadnych dodatkowych smaczków klimatycznych, z jakimi mieliśmy przyjemność poprzednio. Drugie demo Witchcraft to potworna maszyna, która istotnie zasługuje na miano "Antytezy Stworzenia". Pozostawiam wrażenia z obcowania z tym materiałem Wam samym, choć powiem szczerze, że moje już nie są takie, jak w przypadku debiutu. Ale z pewnością trzeba wziąć tu pod uwagę kwestie gustu, o które się nie powinno spierać;)
Co do okładki, to na razie jest wrzucona wersja robocza, jaka została wydrukowana w domu na potrzeby prywatnej kolekcji Marka. Jednak Marek stara się o wytarganie oryginalnej okładki z archiwów Loray'a (lidera Witchcraft). Jednak może to potrwać, w związku z czym udostępniam materiał audio, a okładkę zawsze można dorzucić...

ZAWARTOŚĆ:
Zremasterowany materiał audio mp3 VBR 224 - 320 kbps.

TRACKLISTA:

01. Thorns of My Vengance
02. Abiosiss
03. Isis One
04. Antithesis of Creation
05. Akasha - The Fifth Element of Universe

DOWNLOAD:

Black Stream 'zine # 1 (1993)


Ostatnimi czasy wertowałem swoje stare szafki, aby zobaczyć, co ja tam w ogóle posiadam. Trochę wspomnień wróciło przy okazji i tak sobie nad jednym pochyliłem czoło. Może to nie było nic nadzwyczajnego. Zine jak wiele w tamtym czasie. Trochę wywiadów a znacznie więcej recenzji i opisów różnych kapel. Jednak to był rok 1993, kiedy to zacząłem głębiej przeszukiwać nasze rodzime podziemie muzyczne w celu odnalezienia jakiś ciekawych kapel i kontaktów. Jednym z nich był chyba efemeryczny "Black Stream", o którym niewielu słyszało. Ale był to zine, w którym znalazły się opisy kapel z Kłodzka, w którym mieszkałem w czasach swojej najdzikszej młodości;) Poza tym zapewne skusił mnie flayers z nazwą Black, która wtedy była dla mnie magnesem jak cholera;)
Swoją drogą znalazło się w tym zinie wiele kapel, które nawet po dziś dzień nadal tworzą swoje historie. Choćby PANDEMONIUM, które niebawem powróci z najnowszym materiałem. Jest co zatem poczytać i powspominać. Zine niestety był skserowany dość dramatycznie, ale postarałem się, żeby wszystko, co czytelne, dało się również przeczytać w wersji elektronicznej, archiwalnej.

ZAWARTOŚĆ:
Black Stream 'zine # 1 (1993) w wersji .pdf

DOWNLOAD:

piątek, 14 października 2011

Empiria - Sounds of Expression (1998)


Oto zatem druga kaseta demo żywieckiego bandu EMPIRIA. Przy pierwszym rehu napisałem, że gdyby EMPIRIA zabrzmiała lepiej, to by zyskało wszystko na plus. Tutaj zatem mamy lepsze brzmienie... To znaczy, czystsze, ale czy lepsze? EMPIRIA na pewno złagodniała trochę, choć jej romantyczny Black Metal pozostał. Pełen szeptów, delikatnych gitarowych pasaży, melodii oraz wściekłych wrzasków i energicznej rytmiki. Niesamowite połączenie czegoś nastrojowego, tajemniczego z mroczną złością, jakiej często brakuje niejednej kapeli zwącej się ekstremalną.
Materiał ten został nagrany w sumie niedługo po zarejestrowaniu reh. tape. Zdaje się, że był to również rok 1998. Będąc wtedy w stałej korespondencji z gitarzystą Wojtkiem Żurkiem, miałem rękę na pulsie tego materiału;) W końcu ukazał się on nakładem zespołu z okładką zrobioną na drukarce atramentowej. Przez to niektóre informacje mogą zdać się mało czytelne, ale myślę, że da się coś niecoś dowiedzieć. Podziękowania dla siebie znalazłem tam nawet;)
Po nagraniu tego materiału i naszej wspólnej znajomości z Piotrem Wójcikiem z Nirnaeth i Dagdy Music, EMPIRIA stała się zespołem trochę bardziej znanym w środowisku muzyki klimatycznej. Zaowocowało to w końcu materiałem pełnometrażowym, który wydany został przez wspomniane Dagdy Music. Stało się to niecałe dwa lata później... A z kolei po tym czasie słuch o kapeli zaginął. Nie wiem, czy miało to miejsce w związku z emigracją członków kapeli na studia do większych miast, czy też sami muzycy już ze sobą tworzyć nie mogli... A szkoda, bo materiały są naprawdę świetne.

ZAWARTOŚĆ:
Zremasterowany materiał audio mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan obu stron okładki.

TRACKLISTA:
01. Existence Negative
02. Miss Ann Tropy
03. Temple of Tears (New Body)
04. Twilight (Part I)
05. Black Erotica
06. Twilight (Part II)
07. Asleep
08. As a Human, as an Angel... unaware
09. Vampire

DOWNLOAD:

środa, 12 października 2011

Open Folk - Bretonstone (1993)


Z kasetą "Bretonstone" spotkałem się po raz pierwszy, wracając pociągiem z konwentu fanów fantastyki Nordcon'96 w Jastrzębiej Górze. Wtedy to z Mariuszem Poźniakiem zagraliśmy tam taki niby koncert... Piszę niby, bowiem zaczęliśmy go o północy, kiedy już wiele osób było w stanie doraźnie wskazującym, a my wzięliśmy się dla nich jakby znikąd, wzbudzając ogólne zdumienie;) Ale było super - tego się nie zapomni! Zresztą opowiem o tym przy okazji drugiej taśmy demo Vedyminów, bo Open Folk ta historia nie dotyczy. Jak więc wspomniałem, wracaliśmy do Kłodzka z dworca w Gdyni. Tam też w przedziale spotkaliśmy pewną dziewczynę, Ewę Nadolną. Poznaliśmy się poprzez takie amuleciki z kolorowych kamieni, które były jakby znakiem rozpoznawczym uczestników konwentu. Okazało się, że Ewa Nadolna, to osoba działająca w Zielonogórskim Klubie Fantastyki i w walkmanie posiada wyżej wspomnianą kasetę. Słuchałem już wtedy trochę folkowej muzyki, ale "Bretonstone" okazało się muzyką rewelacyjną, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Oczywiście zamęczyłem wtedy Ewę o to, żeby przegrała mi tę kasetę, a my w zamian podzieliliśmy się z nią naszymi Vedyminami, co zaowocowało tym, że rok później zagraliśmy w Zielonej Górze kolejny nasz koncert!
Co zaś do samej kasety. Nagrania powstały w roku 1993, ale po dziś dzień na taki poziom w muzyce folkowej wznieść się wielu twórcom jest cholernie ciężko. Muzyka przetacza się klimatami od melancholijnych, przez bitewne, po taneczne. Ale wszystko wspaniale zespala historia, jaka jest dołączona do kasety. Kiedy słucha się tej muzyki w kompletnej ciemności, a tylko tak radzę się nią raczyć na początek, wtedy bez problemu zaleziemy się w średniowiecznym zamku, wszystko będzie chłodne i toporne, ale nasze uczucia będą bardzo gorące i intensywne. Co prawda utwory opisane są tam jako pieśni rycerskie, ale pieśni tam nie znajdziemy w dosłownym znaczeniu. Nikt tam nie wyśpiewał ani słowa, wszystko zostało nagrane instrumentalnie. Nie sposób opisać wszystkich klimatów, jakie znajdują się na tej płycie, ale pozwoliły by one na udźwiękowienie co najmniej wielkiego widowiska historycznego, do którego za muzykę Open Folk mógłby być pretendentem do Oskara... Moim skromnym zdaniem. A jakie będzie Wasze? Sprawdźcie to sami...

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio - mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan obu stron okładki (Szkoda tylko, że skaner nie uchwyci złocenia liter na froncie okładki).

TRACKLISTA:
13 Pieśni

poniedziałek, 10 października 2011

Tadeusz Miciński - Poezje (Radio Bis)


Jak bardzo ważną osobą był dla polskiej literatury i kultury Tadeusz Miciński, nie muszę chyba mówić... A jak ważny był dla polskiego podziemia muzyczno-literackiego, to już ho, ho! Znamy jako główną mroczną postać naszej literatury Stanisława Przybyszewskiego, który pod koniec życia i tak zrezygnował ze swoich radykalnych i mocnych poglądów... Jednak to właśnie Tadeusz Miciński tak naprawdę rozwijał przez całe życie wizję filozoficzną lucyferyzmu, jakiej chyba nikt na świecie się nie dopracował. Zresztą Miciński był osobą, która dążyła do ogarnięcia totalnie wszystkiego w swojej sztuce. Jednocześnie była to postać o tak wyjątkowej wyobraźni i wrażliwości, że po dziś dzień powstają coraz to nowe studia na temat jego twórczości poetyckiej, prozatorskiej i dramatycznej. Z wątków literackich, lub też bezpośrednio z tekstów korzystali w Polsce wokaliści takich grup jak KAT (zresztą Roman Kostrzewski na kilku płytach kompilował różne fragmenty z Micińskiego), THRASHER DEATH, HOLY DEATH, BEHEMOTH, NIRNAETH, CAED DHU czy mój KORSARZ ( :) )... A ile się o nim pisało w wywiadach, w zinach różnych, to szkoda gadać;) Można by pracę na ten temat napisać i to bardzo ciekawą!
Ale zmierzając do rzeczy... Swego czasu podsłuchiwałem Radia Bis, które obecnie przekształciło się w Program Czwarty Polskiego Radia, o ile się nie mylę. Może nie było to jakieś maniakalne słuchanie, ale włączałem i czasami coś tam wynajdowałem. Tym samym pewnego razu, późnym wieczorem około godziny 23.00 przed zaśnięciem włączyliśmy sobie "Biskę". Wtedy nawet telewizora nie mieliśmy, bo stary wybuchł nam w czasie świąt grudniowych, więc radio panowało, radio z wieży kupionej za wyrównanie mojego (już na szczęście spłaconego) kredytu studenckiego:) No i po włączeniu słyszę jakieś takie recytacje, ale coś mi się zdawały nie głupie od początku... Potrzeba była kilku sekund, abym oprzytomniał i wrzucił kasetę do nagrania, stąd też nie mam całości tej audycji... Okazało się, że w Radiu Bis ktoś pamiętał o Tadeuszu Micińskim i zrealizował całe takie słuchowisko z jego poezją! I to nie było takie byle co! Udział w audycji wzięli między innymi Piotr Adamczyk i Andrzej Ferenc!!! Kto by pomyślał!!! Nie mam pojęcia skąd by tu wziąć całość tego, ale ja zamieszczam ten dość znaczny fragment dla wszystkich zainteresowanych. Do niego dołączyłem darmowo dostępny tom poezji Micińskiego "W mroku gwiazd", gdyby byli zainteresowani...

Nagranie ma jakieś myślę chyba 8 lat, jak nie więcej. Pierwsza kaseta z brzegu też nie najlepsza, więc mam nadzieję, że udało mi się z niej wyciągnąć ile się dało... Magiczny świat młodopolskiej wyobraźni zaprasza więc!

ZAWARTOŚĆ:
Renowacja materiału audio z audycji radiowej Radia Bis - mp3 vbr 224 - 320

DOWNLOAD:
http://www66.zippyshare.com/v/87907281/file.html
http://rg.to/file/29ccca3387ca8989d77dff31356cc3f2/tm-radiobis.rar.html
https://www.mediafire.com/?fqgcxqain22fb7k

Nirnaeth - Opus Nirnaeth (1995)



Pierwszego mojego wrażenia po usłyszeniu Nirnaeth nie sposób zapomnieć! Był to któryś z piątkowych wieczorów, kiedy to w Radiu Wrocław Paweł Domino puszczał w eter wszelkie interesujące zespoły w swojej audycji "Doom Comes" (później przekształconej w "Dominacja"). Rok 1995, człowiek w pełni zafascynowany Black Metalową eksplozją i głodny coraz to nowszych wrażeń, a tu z głośnika muza, jakiej chyba wcześniej się nie słyszało w Polsce w takiej postaci. Przepiękny klimat, nostalgiczny, romantyczny i do tego podbudowany tą szczyptą diabelstwa, które zawsze trafiało w czarne serducho;) No i teksty, a raczej poezja! Oczywistym jest, że po lirykę Tadeusza Micińskiego sięgało już wcześniej kilku osobników jak choćby Roman Kostrzewski w Kacie, czy kapela Thrasher Death. Jednak tutaj wiersze Micińskiego otrzymały jakby idealną dla siebie oprawę muzyki neoklasycznej, symfonicznej. Co prawda momentami zaśpiew Piotra Wójcika (znanego też pod pseudonimem Smrtan) wypadał bardzo blado w stosunku do muzyki, to jednak całość tworzyła niesamowity klimat. Sam Paweł Domino kilkukrotnie grał Nirnaeth w swojej audycji i gdzieś tam kiedyś rzucił adresem Dagdy Music, po czym bezzwłocznie napisałem do Piotra po kasetę i później już sam mogłem cieszyć się tym materiałem! Zresztą z czasem z Piotrem nawiązałem zarówno znajomość jak i pewnego rodzaju współpracę, o czym wspominałem przy okazji Vedyminów, ale jak wiecie dużo więcej z tego nie wyszło. Ja z kolei z niecierpliwością czekałem na kolejne materiały Nirnaeth i niestety całości trylogii, jaką zapowiadał Piotrek nie doczekamy się już chyba nigdy, bowiem po Nirnaeth słuch zaginął.

Co do samej muzyki... Warto zwrócić tutaj uwagę na to, że wielokrotnie w dawnych zinach pisano, jakoby Piotr wzorował się na modzie, jaką wykreował na scenie metalowej Mortiis. Jednak przysłuchując się tej muzyce nie sposób nie zauważyć inspiracji francuskim Elend! A idąc tym torem dochodzi się do klasycznych dzieł literackich związanych z wizjami Piekieł i Lucyfera, od czego nie stronili wspomniani muzycy. Zresztą sam podtytuł jednego z utworów ("Vexilla Regis Predeunt Inferni") zaczerpnięty został z "Boskiej Komedii" Dantego. Piotr mieszał w swojej twórczości wiele wątków muzycznych i literackich balansujących między młodopolskim satanizmem i jego inspiracjami a także neopogaństwem, co zaznaczył już na "Opus Nirnaeth". Dziwne było jedynie to, że skoro nazwa zaczerpnięta została z twórczości Tolkiena, ani razu Piotr nie zwrócił się w kierunku fantasy;)

Co do samej zawartości materiału, to pozwoliłem sobie na szczegółowe opisanie wszystkich utworów, bowiem literacko pochodzą one z cykli poetyckich Tadeusza Micińskiego i w zbiorach poezji są one opisywane incipitami, więc dla ułatwienia teraz podana jest szczegółowa playlista "Opus Nirnaeth".

Życzę Wam miłego słuchania materiału, który nigdy nie wyszedł w tej wersji na CD, bowiem pierwsza płyta "Haudh'en'Nirnaeth" znacznie różniła się od tej aranżacjami oraz niektórymi utworami. Ale wersja obecna myślę, że brzmi jak z prawdziwej płyty;)

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio mp3 VBR 224 - 320 kbps.
Skan obu stron okładki.

TRACKLISTA:
01. Intro
02. Lucifer
03. Lucifer (Mój duch łańcuchem skuty do ziemi...)
04. Lucifer (Vexilla Regis Predeunt Inferni)
05. Kain
06. Kain (Jest serca kraj...)
07. Kain (Na księżycu czarnym wiszę...)
08. Zmierzch Bogów Słowiańskich (cz. I)
09. Zmierzch Bogów Słowiańskich (cz. II)
10. Outro

DOWNLOAD:

Empiria - Reh'98 (1998)



Obiecałem Wam chyba onegdaj Empirię, tak więc słowa dotrzymuję... Zdaje się, że miało to miejsce przy wstawieniu demo "wydymani", tfu, znaczy się Vedymini;) (Dlaczego czasami nie można zaśmiać się z samego siebie;)) Empiria... Kurde, to dawne dzieje, ale była taka kapela z Żywca dokładnie. Wspominałem o niej przy okazji Vedyminów, bowiem Wojtek Żurek, gitarzysta Empirii, był z nami całym sercem, jeśli chodzi o Lożę Avalon. Był też edytorem zine'a "Ars Melancolia", co prawda poświęconego jedynie sztuce literackiej, ale blisko związanego ze sceną metalową. Zresztą wielu maniaków w drugiej połowie lat 90-tych pisywało lepsze lub gorsze teksty, łącznie ze mną samym. Jakoś łączyliśmy klimaty chyba po prostu. Tak głupio piszę, ze był! Być może jest, choć mi słuch o nim zaginął. Ale do rzeczy chyba...
Empiria to muzyka klimatycznie łącząca w sobie delikatność klimatów doom metalowych, takich romantycznych, nastrojowych... Choć w sumie to i tak dziwne określenie, żeby doom metal był romantyczny, bo czasami był skostniały i zimny, że szkoda gadać! Ale wracając do tematu... Empiria, hmmm... Zdało by się, że muzyka dla "lalusiów". Ale gdzieś w środku tego tkwiła Czarna Bestia! Bo tak swoją drogą, czy romantyzm, to była epoka miernot, które płakały pod płaczącą już wcześniej wierzbą? A za cholerę! To była epoka szajbusów co najmniej takich jak Bohun! I taki romantyzm tkwi w muzyce Empirii. Tutaj niby smędolenie, a za chwilę agression total!! Ale agression pełne passion, gdzieś zlewające się swoją melodyjnością z harmonią wszechświata. Pewnie po przeczytaniu moich słów pomyślicie, co za genialny materiał Wam wynalazłem ze starej szafy, pewnie prowadzącej do Narni!;) A tu może niby nic, ale gdyby ten materiał doczekał się porządnej produkcji w swoim czasie, to by było! Nie wiem, jak Was, ale mnie czasami targał za serducho, miał w sobie to coś, miał napięcie, czasami filmową atmosferę. Muzycy czuli to, co grali. Może czasami powiemy o standardowych zagrywkach, ale chyba można spojrzeć na to z innej strony... Może gdyby takie nagranie reha było standardem, to by można o nich mówić.

Miłego zwiedzania empirycznego świata zatem życzę!

ZAWARTOŚĆ:
Materiał audio delikatnie zremasterowany w formacie audio mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan okładki.

TRACKLISTA:
01. Existance Negative
02. Miss Ann Tropy
03. Psychonauts
04. Temple of Tears (New Body)
05. Black Erotica
06. Twilight

DOWNLOAD:

THE LAND OF ETERNAL DARKNESS - Demo'95 (never released)


Od czego by tu zacząć... hmmm... The Land Of Eternal Darkness to z pewnością projekt cholernie efemeryczny... Był i znikł:P Nie mam bladego pojęcia czy coś więcej po nim pozostało niźli to demo, nie mam też pojęcia do końca, kto brał w nim udział. Jest to zespół z miasta, w którym mieszkałem, z Kłodzka. Będąc do bólu szczerym powiem, że nawet data nie jest tu pewna. Najprawdopodobniej był to 1995 rok, bowiem demo to otrzymałem w roku 1996 od Romka Kaszuby, który w tym czasie był perkusistą GORTHAUR, czy też zaczynał nim być, bo i zespół sam się zaczynał;) I może tak idąc tym tropem, coś niecoś światła nań rzucę. Romek przeprowadził się z Kłodzka do Słupca (w którym to miejscu jeszcze wtedy mieszkałem) mniej więcej na przełomie lat 1995/96. Kiedy już poznaliśmy się trochę, przegrał mi demo, w którym brał udział. I to właśnie jest ten materiał. Po czasie okazało się tyle, że istotnie, zespół The Land Of Eternal Darkness istniał i Romek bębnił w nim, ale był to projekt instrumentalny. Gdzieś chłopaki zrealizowali reha, a Romek później jakimś cudem dograł do tych utworów swoje wokale udawaną angielszczyzną. Tak więc mamy tutaj samowolkę swoistą;) Nie mam pojęcia, jak już wspomniałem, kto jeszcze w tym projekcie uczestniczył. Wiem, że byli to ludzie, z którymi później w Kłodzku się znałem, jednak jedyną osobą, z którą się zaprzyjaźniłem i pamiętam do dziś, był Michał "Misiek" Nowak, z którym później razem jeszcze z Waldkiem "Skazą" Rosiem tworzyliśmy CHEJRONA. Michał jednak w projekcie The Land... odpowiedzialny był jedynie za Intro i Outro, z czego każdy, kto znał CHEJRONA, zaraz dopatrzy się wyraźnej konotacji. Otóż Outro na The Land Of Eternal Darkness to ten sam utwór, który później Michał wprowadził za naszą aprobatą do materiału CHEJRON w postaci utworu "Zeschnięte Róże". Tym samym mała historia zatacza swój krążek;)

The Land Of Eternal Darkness to także nietypowa muzyka. Niby Death Metal, ale taki z klimatem, bardzo melodyjny, nagrany koszmarnie, co postarałem się trochu Wam złagodzić, ale w tym materiale nie da się pogrzebać zbytnio, jak na moje umiejętności... A przynajmniej nie z tej kasety, jaką miałem. Mawia się, że "siódma woda po kisielu"... No i taka moja kopia właśnie jest. Ale jest. Kto wie, może jedyna? Muzycy z The Land... często powyrastali z tej pasji i może nawet olali całkowicie to jakimi byli. Wiem tylko, ze Michał raczej tej kasety oryginalnej nie ma, a on jeszcze jest z tych, co pamiętają tamte czasy;) Romka raczej wciągnął "margines"... A szkoda zapomnieć, bo, kiedy posłuchacie, to w porównaniu z dużą ilością materiałów z tamtych czasów, ten wypada całkiem nieźle, jak na reh, no i pomysły na melodie! Klimat ma!

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i na ile się dało oczyszczony materiał audio - mp3 VBR 320-224 kbps

TRACKLISTA:
Tejże właśnie brak, stąd po prostu moje robocze nazwy plików.

DOWNLOAD:

Beelzebub - Apotheosis (1992) CHAOS Rec.



1. Where the Gods Dwell
2. Nocturnal Visitors
3. Blood Moon

Black Metal

Quality: remaster vbr 244 - 320 kbps

GORTHAUR - Demo'97



Drugie z kolei demo noworudzko-kłodzkiego Gorthaura to z pewnością spora zmiana i niespodzianka. Kiedy pierwsze nagrania raczej oscylowały wokół technicznego grania zabarwionego klimatycznymi klawiszami, będącego bliższym death metalowej stylistyce, to już kolejna odsłona przynosi zgoła inny charakter twórczości zespołu. Nagrane jakoś niecały chyba rok później "Demo'97" to nastrojowy Death Doom Metal, który w tamtych latach był częstym gościem naszych magnetofonów. Takie bandy jak CEMETARY, ANATHEMA, AMORPHIS i jeszcze wiele innych, to swojego rodzaju wzorce dla młodych muzyków, którzy właściwie starali się odnaleźć swój styl. Miało być melancholijnie i trochę tajemniczo... Jak wyszło, zaraz się przekonamy.
Moje drogi z zespołem Gorthaur rozeszły się po tym, jak przeprowadziłem się do Kłodzka i nie miałem już takiej swobody w dojeżdżaniu na próby, jak dawniej. Poza tym musiałem oddać bas kumplowi, który i tak miał złote serce, że na tak długo mi gitarę pożyczył. Coś tam jeszcze próbowałem grać na klawiszach, ale nie wyszło. A skład zmienił się niemal całkowicie. Nie pamiętam dokładnie, o co poszło, ale wizje grania muzyki Gorthaura różniły się diametralnie. Zwyciężyła opcja bardziej klimatyczna, w której wokalne stery przejął dotychczasowy klawiszowiec, Darek Dec. On też komponował dużą część nowych utworów wspólnie z Marcinem Pańczykiem (nowym gitarzystą), z którym mieszkali po sąsiedzku niemal, więc mogli częściej testować nowe pomysły. Tym samym "podziękowali" byłemu wokaliście, pożegnali się też z Arkiem Antoniem i zgarnęli kilku nowych kolesi i koleżanek do grania. Długo to jakoś nie trwało, bo już, jak wspomniałem, niecały rok później demo było gotowe. Ale właściwie warto przyjrzeć się temu może bliżej. Gorthaur z zespołu mocno zgranego stał się zupełnie nową ekipą, której część stanowili muzycy dopiero uczący się grać. "Demo'97 uznałbym bardziej za eksperyment niż takie pełnoprawne demo. Sam nie wiem, czy właściwie ta muzyka poszła dalej w świat, czy też została w kasetotekach najbliższych przyjaciół i zdziwaczałych maniaków;) Po samym materiale czuć to wszystko. Bywają momenty, kiedy zespół całkowicie rozjeżdża się i wygląda to wszystko tak, jakby zastanawiali się w tym momencie, co zrobić! Ale ja znam powód większości tego, a był nim perkusista Roman Kaszuba, który raczej na perkusji wolał się chyba wyżyć niż grać i czasami zapamiętywał się w tym tak, że dopiero po chwili orientował się, że to już nie ta melodia;) Sami gitarzyści Marcin Pańczyk i Adam Masoń za gitary chwycili wtedy, kiedy wcześniejszy Gorthaur się rozpadł, więc praktycznie uczyli się tworząc materiał. Aż tak źle tego nie słychać, ale nie mogę podarować rozstrojonej na maksa gitary Marcina w instrumentalnym "Walk in the clouds";) No i Darek, który z klawiszowca nagłym olśnieniem został wokalistą! Ale tu muszę powiedzieć, że wyszło to na dobrze, bo dziś daje sobie z tym świetnie radę! Tak więc "Demo'97" to taki zapis historii, jak się wszystko rodziło. Można powiedzieć, że kolejne wspomnienie, którym dzielę się z Wami. Moja kaseta jest już dość dobrze styrana, więc nie oferuję tu jakości CD. Zresztą pamiętam, jak siedziałem u Darka i przegrywał mi ten materiał. Oczywiście wtedy słuchaliśmy tego z zapartym tchem, bo było to pierwsze profesjonalniejsze demo, jakie udało się nagrać ludziom z naszej ekipy. Szkoda tylko, że Darek miał taki lichy magnetofon, bo dziś na tej kasecie było tyle szumu, że ciężko mi było sobie poradzić z tymi nagraniami, więc nie powiem, że brzmią idealnie:( Samo zaś demo nagrywane było "na setkę", ale na fajnym stole mikserskim z pełnym nagłośnieniem bębnów, więc wyszło wszystko nawet nieźle. Zresztą czuwali nad tym dwaj muzycy starego NECROPHILA, Jacek Wojtkowiak i Leszek Palczak, bowiem byli oni pracownikami Noworudzkiego Ośrodka Kultury, gdzie wszystko miało miejsce.
Później Gorthaur działał dalej i to coraz prężniej, choć coraz bardziej odchodził od mocnego metalowego grania w stronę klimatycznych, z czasem coraz bardziej gotyckich brzmień. Niebawem też wrzucę Wam kilka próbek właśnie następnych dokonań, które już były na o wiele lepszym poziomie, co pozwoliło zespołowi dostać się nawet na Castle Party! Choć nie można tak bardzo krytycznie ocenić tego demo, jakie Wam tu oddaję, bo to przecież kawał historii i znając cały ten klimat, jaki wtedy nas otaczał, zupełnie inaczej patrzę na to, mimo wszystkich niedociągnięć.

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany na miarę możliwości materiał audio - mp3 vbr 224 - 320 kbps
Skan opisu kasety, jaki otrzymałem od Darka Deca.
Moja robocza okładka kasety.

TRACKLISTA:
01. Prophecy
02. Suicide And Hope
03. Walk In The Clouds
04. I'm Your Master
05. To Stay Eternal
06. A Gift Of The Night
07. Gorthaur

DOWNLOAD:

Gorthaur - reh. tape'96


Dziś GORTHAUR to projekt muzyki elektro gotyckiej, bardzo melodyjny, klimatyczny, romantyczny... Uwielbiam ich nagrania, powiem szczerze, nie tylko dlatego, że Darek i Jerzoo to moi starzy kumple, ale to po prostu bardzo dobra muzyka, świetny klimat i po prostu sami muzycy ciągle starają się coś tworzyć, starać się o ulepszenie swojej twórczości i odkrywać nowe drogi, nowe inspiracje. Ale czy wiecie, od czego się to wszystko zaczęło? Zespołów o nazwie GORTHAUR znam co najmniej cztery, w tym dwa z Polski. Jeden z nich to surowy, ekstremalny Black Metal z Tychów. Drugi, właściwie znacznie starszy od tego Black Metalowego, to kapela łącząca obecnie w sobie muzyków z Kłodzka i Nowej Rudy. Na samym początku jednak wszyscy niemal muzycy pochodzili ze Słupca, będącego dzielnicą Nowej Rudy, jednak dla mieszkańców stanowił pewną autonomię i dlatego należy nazwę Słupiec uznać za najbardziej trafną (jedynie Arek Antoń mieszkał w Jugowie, ale to właściwie, podobnie jak Słupiec, Nowa Ruda prawie). Co zaś do samego pochodzenia, chyba raczej powinienem użyć określenia "pochodziliśmy", no i ja gdzieś tam mam swoje miejsce w tej bajce;)
Pomysł na zespół zrodził się w głowie Tomka Kopczyńskiego, który fascynował się ogólnie Death Metalem i chciał powołać ekipę do grania, w której mógłby udzielać się wokalnie, czyli drzeć mordę ile wlezie;) To było jakoś w 1995 roku i wtedy Tomka jeszcze nie znałem. Ale znałem już trochę drugą osobę odpowiedzialną za powołanie kapeli, o której mowa - Romka Kaszubę, metalowca, który przeprowadził się z Kłodzka do Słupca i tu też wpadł w środowisko naszej subkultury, która w tamtym czasie była w tym mieście niewiarygodnie duża, jak tak wspomnę z perspektywy czasu! Tomek, zafascynowany również Tolkienem, wygrzebał z Silmarillionu nazwę Gorthaur, a następnie sklecił resztę ekipy do grania, czyli Darka na klawisze, Arka na gitarę i dodatkowo nieznaną mi z nazwiska obecnie Aśkę na kobiece wokale, choć jak mam być szczery, to bardziej miała ona głos jak facet, więc ni w ząb nie złagodziła muzyki swoim głosem;) No i by to była już cała drużyna prawie. Brakowało im tylko gościa na bas. Jakimś cudem dotarli wtedy chłopaki do mnie i zaproponowali granie na basie, a że mieli w planie zagrać niebawem jakieś koncerty, to bym się nadał jak cholera. No i się zgodziłem i pożyczyłem od jednego znajomego taki stary bas, który w miarę jakoś grał i to było najważniejsze. No i zaczęły się próby w ośrodku kultury w Słupcu, gdzie zaraz później i ja zagrzałem swoje miejsce z Egaheerem i Korsarzem, no i tym samym wciągnąłem do swoich projektów Darka, klawiszowca Gorthaur.
Basista ze mnie był żaden, zresztą i jest do dziś, bo na basie to ja umiem zagrać tak, jak na gitarze po prostu i ciągle obcych jest mi wiele technik gry na tym instrumencie. Ale starałem się i dawałem czadu, co słychać;) - ale tak najbardziej czadu to dawał Arek, którego gitara to była chyba pierwsza żona (nie wiem do dziś czy ma inną;), ale wyjechał z tamtego miejsca później gdzieś na Śląsk Górny i tyle go widziałem, cośmy się dodali do znajomych na Naszej Klasie). Arek ćwiczył godzinami dziennie, wagarował w szkole, żeby tylko jak najwięcej grać i grać (ja to wagarowałem, ale wtedy szwendałem się po lasach albo starej kłodzkiej twierdzy i pisałem jakieś wierszydła albo wymyślałem koncepcje różnego typu) ;). On chciał być drugim Malmsteenem, którego muzykę właściwie tak lepiej poznałem właśnie dzięki Arkowi. Romek za to na perkusji szalał jakby rąbał drewno, przez co naciągi ciągle były klejone szarą taśmą, bo oczywiście nie miał kasy na nowe (miał słabość do pewnego rodzaju łatwo dostępnych i niedrogich środków wyskokowych, co w końcu obecnie zaprowadziło go w niezbyt przyjemne miejsce, niestety;( ) Szkoda, że nie miałem wtedy pomysłu na to, żeby zrobić zdjęcia blach z jego perkusji, bo z pewnością mogły by one pójść na wystawę artystyczną związaną z rzeźbą w metalu i to nie metalu rozumianego jako muzyka. Były tak połamane i powykręcane, jakby naprawdę drwal z Alaski się na nich wyżywał. Tak więc o rąbaniu najlepiej tu mówić, bo o technice to możemy pogadać tak samo jak o mojej basowej;) Ale grało się i żywioł był niesamowity! Większość utworów wymyślił Arek i wszyscy dostosowywali się do jego pomysłów. Jedynie "Intro" oraz "Prophecy" były pomysłami bardziej Darka, bo i klawisze miały tam większą rolę. Zresztą Intro to wymyśliliśmy prawie razem, bo Darek i ja słuchaliśmy wtedy ostro Amorphis i ten klimat klawiszy nam gdzieś błąkał się po głowie.
No i zrodziło się wreszcie dziełko złożone z siedmiu kawałków. Czyli mieliśmy materiał na koncertowy stuff! I tym samym udało się chłopakom załatwić koncert w Kłodzku związany z imprezą Rock Noc, której gwiazdą był zespół Shout, znany onegdaj z polskiej sceny rockowej, takiej muzycznie skierowanej bardziej do rockowych laseczek, których na koncercie samego Shout nie brakowało;) A koncert ten związany był z 10-leciem właśnie tej kapeli i tam zagraliśmy po raz pierwszy i ostatni w takim składzie. Pamiętam, jak wrażenie zrobiły moje poszarpane spodnie wtedy, w których ja nie widziałem nic dziwnego - było lato, człowiek jakoś jajka musiał wietrzyć;) Poza tym incydentalnym zdarzeniem, naprawdę duże wrażenie zrobił przede wszystkim Arek, którego gitarowe popisy onieśmieliły chyba wszystkich! Dołączyłem Wam plakat tego koncertu w pliku z utworami.
Właśnie w tym samym czasie doszło do nagrania kasety z próby GORTHAUR. Przyniosłem kiedyś do sali ten magnetofon, na którym nagrywałem Korsarze i Egaheery i podłączyłem mikrofon, ustawiłem wszystko, jak mi się tylko zdawało najlepiej i nagraliśmy jedyne w tamtym składzie demo. Niebawem później skład Gorthaura się posypał. Ekipa marudziła coś na temat wokali Tomka, chcieli pójść w inne, bardziej klimatyczne granie, to i Arek też jakoś chyba się w tym nie znalazł... Nie wiem, dokładnie, o co poszło, ale ja sam przeprowadziłem się ze Słupca do Kłodzka i tym samym nie dawałem rady jeździć na próby, a do tego musiałem oddać w końcu bas kumplowi, a swoją miałem tylko gitarę i to lichą. W tym układzie ze składu GORTHAUR pierwotnego pozostał jedynie Darek Dec i Romek Kaszuba. Dla Darka ten projekt stał się wreszcie możliwością realizacji swoich pomysłów już z zupełnie innymi ludźmi, ale o tym napiszę przy okazji demówki, jaką chłopaki i pewna piękna dziewczyna nagrali rok później.
Okładka reh. tape nigdy nie istniała, tzn, ja tam sobie skleciłem taką bezadzieję narysowaną długopisem, ale to nie miało i tak większego znaczenia, więc teraz zrobiłem taką okładkę jakby na reedycję, żeby wyglądało to porządnie;) Oczywiście postarałem się całość na tyle zremasterować, żeby słuchało się tego naprawdę dobrze, choć powiem sam, że jakością tego reh. tape jestem sam zaskoczony, że tak udało się nam to nagrać... Tak się to wszystko zaczynało...

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio - mp3 224 - 320 kbps.
Projekt okładki i plakat koncertu Rock Noc.

TRACKLISTA:

Witchcraft - Summon the Charms (Preludium) (Demo 1998)


Ostatnio znalazłem jeszcze jedną taką ciekawostkę z moich dawnych czasów. Wymieniałem kiedyś listy z ludźmi z Olsztyna, którzy związani byli z takim zinem "Brzask". Był to stricte artystyczny zin związany przede wszystkim z wampiryzmem, okultyzmem, literaturą jakby bliską stylistycznie Młodej Polsce i tym podobnymi sprawami. Poza zinem ludzie Ci stworzyli zespół pod nazwą WITCHCRAFT. Nawet swojego czasu wymieniałem ich jako jedno z ważniejszych muzycznych odkryć w Polsce. Dziś może już bym trochę powściągnął bardziej swoją opinię, niemniej jednak jest to bardzo ciekawy kawałek Black Metalu z niesamowitym klimatem. Samą kasetę dostałem przegrywaną jeszcze jako takie promo, bez okładki, bez żadnych informacji. Jedyne, co mam, związane z tym zespołem, to reklama zawarta na ostatniej stronie pisma "Brzask", na której jest okładka wydawnictwa i adresy. Nie mam pojęcia, czy ta muzyka została kiedykolwiek wydana, a moja kaseta jest naprawdę bardzo słabej jakości. Dźwięk niestety trochę faluje i mimo mojego ustawiania głowicy, lepiej z tej kasety nie zagra. No i ten wszechobecny na starych kasetach szum był tak duży, że aby go usunąć i częściowo ukryć, nie mogłem "dopalić" brzmienia tak, jakby się chciało i jak bywało to na innych moich zgraniach. W czwartym utworze są też w pewnym momencie pewne piski i trzaski, za które odpowiedzialna jest kaseta i nie da się ich już zlikwidować:(
Co zaś do samej muzyki... Można powiedzieć, że to taka trochę polska odpowiedź na wampiryczny Black Metal, jaki powstawał spod szyldów ANCIENT. Bardzo zróżnicowane wokale, dużo ciekawych melodii, syntezatorów... Muzycy także sroce spod ogona nie wypadli, więc gdyby tylko mieć dobre zgranie tej taśmy można by się cieszyć materiałem, który dla mnie zupełnie niewiarygodnie nie zaistniał o wiele szerzej na naszej scenie. No i zostało z tego tylko to, co mam i dzielę się z Wami.

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany na miarę możliwości materiał audio - mp3 224 - 320 kbps.
Skan reklamy z pisma "Brzask" z okładką płyty.

TRACKLISTA:

Witch - Inkwizycja 1990 - 1997 (LP 1993)


Minęło sporo czasu... Minęła też jakakolwiek pamięć o takim projekcie, jakim był świetny polski Witch, czego nie mogę odżałować! I tak chwilę zastanawiałem się, jak to wszystko opisać. Ale może po kolei. Oczywiście, podobnie jak większość moich kaset z tamtych lat, zakupiłem Witch w kłodzkim Music Welt przy dworcu autobusowym (zresztą PKP też tam jest, bo tam wszystko było na kupę;)) Lata później zobaczyłem notatki w Metal Archives i gdzieś jeszcze, że album został jakoby wydany w 1997 roku. Nic bardziej mylnego! W Kłodzku mieszkałem od 1996 roku, a kasetę tę właśnie zakupiłem jeszcze, kiedy mieszkałem w Słupcu i jeździłem do Kłodzka po nowości jak templariusz do Ziemi Obiecanej! Po tych latach nie pamiętam dokładnie, który to był rok - kto wtedy myślał o historii, kiedy historia działa się hic et nunc! Zacząłem więc doszukiwać się i mam kilka tropów. Na okładce nie ma daty nagrania ani nic z tych rzeczy (co oczywiście macie zeskanowane i widać), ale jest indeks wydawnictwa Silverton. Pod logiem na grzbiecie okładki jest symbol ST 36-93, więc bardzo możliwe, że 36 to numer wydawnictwa w danym roku, a 93 to właśnie tenże rok. Druga sprawa to strona związana z zespołem Front Anioła, w którym udziela się Roger Trela (znany również z grupy Sirrah), grający onegdaj na tym jedynym albumie Witch, wedle mojej wiedzy. Wśród swoich dokonań wymienia on kasetę "Inkwizycja..." i znakuje ją datą 1994 (http://www.fortaniola.com/grajkowie/roger/). Można powiedzieć, że jesteśmy już bliżej celu. Podejrzewam bowiem, że album został przygotowany i nagrany w 1993 roku, a na dobre zagościł na rynku rok później. Uważam tym samym, że należy to wszystko poprawić na Metal Archives! A myląca najbardziej jest sugestia dat zamieszczonych w tytule płyty... jakież to ludzie czasami mają pomysły na tytuły wydawnictw!
No to może tyle, jeśli chodzi o sprawy archiwalne. A sama muzyka... Duża część naszej ekipy z tamtych lat była zafascynowana dokonaniami Kinga Diamonda i na taśmie Witch odkryliśmy namiastki tych wysokich wokali, które zresztą pojawiały się również na starym Destroyers i paru innych kapelach. Poza tym taśma pachniała klimatem czarownic i miała piękną balladę związaną ze słynną inkwizycją, a do tego mieszała klimaty "człowieka, twórcy bogów", stąd Witch zyskał nasze poparcie;) a co więcej, spodobał się bardzo fanom kultowego bandu Metallica. Bardzo dużo było tych naleciałości. Zresztą Adam Malinowski miał znakomity wokal, on tak zaśpiewał na tym albumie, że ciary często po plecach chodzą - znakomita robota! Być może nawet pasja, a to by było piękne! Cały projekt Witch to zresztą był materiał na gwiazdę polskiej sceny, stworzyli takie nagrania, że po dziś dzień drapię się po głowie, dlaczego tak mało o tym było słychać. Oczywiście w ten sposób obnaża się częstą ignorancję polskiej sceny muzycznej, ale to niestety smutna rzeczywistość. Pozostaje więc nacieszyć się kultowym materiałem i to wreszcie w wersji, w jakiej powinien być, bo znane mi do tej pory zgrania tej kasety brzmią jak pomsta do samego dna Piekła! Przygotowałem więc zremasterowany materiał na tyle, żebyście kolejny raz mogli poznać rzeczywiste brzmienie muzyki;) jest jednak jedna sprawa z tym materiałem związana. Pojawia się na nim wiele przesterowań, dźwięk trzeszczy, słychać często nawet w cichych fragmentach taki "piasek" (nie nasz znany z radia Piasek Andrzej, ale taki chrobot na blachach lub wokalu)... Tak już niestety było na samej kasecie:( Być może moja wiedza jest za mała, ale chyba nie bardzo da się takie przesterowania naprawić, choć przy zastosowaniu harmonicznego excitera i kompresora wielopasmowego uważam, że udało mi się wyprowadzić to nagranie na dobry tor;) Aha, w utworze "Talk of me" miałem na swojej kasecie takie "cyfrowe cięcie" gdzieś w utworze. Nie wiem, czy było ono charakterystyczne dla całego tego wydawnictwa, ale postarałem się o to, żebyście go nie usłyszeli i zostało wycięte i zamaskowane. Uważny słuchacz pewnie to wyłapie, ale to już nie moja wina, ale nawet wtedy kasety mogły mieć widocznie takie niespodzianki...

Miłego wkradania się w ten materiał, życzy Korsarz!

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio - mp3 224 - 320 kbps
Skan obu stron okładki

TRACKLISTA:
01. We slaves of our gods
02. Satan opened his gates
03. Czarny zachód słońca
04. Twoje pierdolone sumienie
05. God of our dreams
06. Popiół
07. Survival
08. Destiny
09. Inquisition... 1990 - + 30
10. Talk of me
11. Młot na czarownice

DOWNLOAD:

Diachronia - Hymn to the fate (demo 1997)

Pochodząca z Bielska-Białej Diachronia nie była swego czasu jakąś perełką w mojej kolekcji. Choć muszę stwierdzić, że miała bardzo dobre opinie i wszystko to bardzo zachęcało do zapoznania się z tym materiałem. Dziś, po tylu latach, uważam, że naprawdę warto było i nie przesadzało się w tych recenzjach! Najgorsze, że to stwierdza się po latach. Ostatnio, mój stary przyjaciel ocenił, że najbardziej wyjątkowe lata dla pewnego rodzaju polskiej sztuki związanej z mrocznymi klimatami muzycznymi i literackimi to rok 1996. Ja bym to poszerzył - lata 1996 - 1998 to masa uaktywnionych niesamowitych projektów łączących w sobie literaturę i muzykę. Co do związków Diachronii z literaturą, to pojawiają się na płycie osoby J. S. Forneusa, Marioli Pawełek czy wreszcie Jarosława Maciąga, którego wiersze pamiętam jeszcze z bodajże zine'a "Ars Melancolia" Wojtka Żurka z Żywca. Zresztą też go udostępnię;) Swoją drogą Wojtek miał zespół Empiria - świetna muzyka, z którą Was zapoznam!
Jeśli zaś rzecz dotyczy muzyki Diachronii, to jest to właśnie niesamowicie klimatyczny, świetnie zagrany i zrealizowany, jak na moje ucho, klimatyczny Black Death Metal. Ta demówka to niesamowity klimat podbijany gęsto klawiszowymi melodiami. Specjalnie dla Was ładnie to zremasterowałem, więc brzmi na pewno super;) Późniejsze materiały niestety nie są mi znane, muszę to nadrobić, bo to jedna z lepszych polskich kapel. No może już nie całkiem polskich, bo jak wielu swego czasu, trzon grupy udał się do pełnego ostatnio zamieszek Londynu. A smaczki w postaci przeróbek Bacha - hmmm... super!

ZAWARTOŚĆ:
Zgrany i zremasterowany materiał audio - mp3 vbr 224 - 320 kbps.
Skan obu stron okładki.

TRACKLISTA: (od razu zaznaczam, ze została podana błędna kolejność na Metal Archiwum)

01. Renaissance
02. Invention
03. Dusk of the millenium
04. Yesterday
05. Intro
06. Hymn to the fate
07. Seize the day
08. Waiting for Your marble mouth
09. Asches grave (year 2666)
10. For ever...


Halucynogenna Impresja Sabatyczna (demo 2000)


Istnienie wytwórni Tribal Death Association pozostaje dla mnie po dziś dzień pewnym dość zastanawiającym, ale i magicznym z jednej strony faktem. Dokładnie już nie pamiętam, czy zakupiłem tę kasetę, czy też wymieniłem się z Adamem za coś z moich materiałów. Tak czy inaczej, zdobyłem z wydawnictw tejże efemerycznej wytwórni tylko to jedno demo... A szkoda, że nie posiadłem innych, bowiem zainteresowanie moje wzbudziła swego czasu ulotka z ofertą Tribala. Były na niej trzy wydawnictwa, ale właśnie ta jedna kaseta wzbudziła moje bardzo szczere zainteresowanie. Pewnie zapytacie, dlaczego? ;) Jednocześnie odpowiecie sobie sami - zupełnie wyrywający się spod szablonów tytuł wydawnictwa i cały jego charakter! Niby takie nic, nagrane w zupełnej jaskini chyba (komputerowej oczywiście z dodatkami pewnie innego sprzętu), ale coś o wyjątkowym wydźwięku. Teksty w całości po polsku, ale ich brak na okładce kazał człowiekowi wsłuchiwać się w to, co dane mu było uchwycić z tych pełnych pogłosów wokali. Muzyka przytłaczająca, ale melodyjna i hipnotyczna, taka właśnie halucynogenna.

Całość nosiła podtytuł "Refleksje nad gusłami letnich nocy na kanwie molowych inwencji muzycznych Europy południowej" (w jedynej recenzji jaką znalazłem autorstwa mojego starego przyjaciela Pawła Grabowskiego był błąd, że nad "głosami" a tu o gusła chodziło takie jak Mickiewicza "Dziady" itp.). Może się czepiam, ale Europy Południowej powinno pisać się z dużej litery:D Choć sam wiem, że mi samemu jako poloniście wyluzowanemu zdarza się błędy walić nie takie:P Jednak do rzeczy! Sama okładka wzbudza właśnie to, co było cholernie istotne kiedyś - tajemnicę, zastosowaną starym chwytem, czyli im mniej info, tym lepiej. Materiał nagrywał jakiś E., pomagała mu w tym dziewczynka o pseudonimie Pesta... (ciekawe czy po dziś dzień są przyjaciółmi...) Wszystko nagrane spontanicznie, na drodze improwizacji... No i jak tu dojść sedna sprawy, jak doszukać się powiązań, do czego odnieść, z kim spowinowacić? No i chyba najlepiej na tym wszystkim wyszedł sam projekt. Choć niedoceniony, ba! - prawie zupełnie nieznany, psim smędem gdzieś pod płotami się poniewierał i przygarniali go włóczędzy mojego pokroju - to jednak posiadał niesamowity nastrój, który szkoda zatracić. Tak powiedzmy szczerze sobie - jakiś tam inwencji Europy Południowej to ja się ni w ząb nie doszukałem, ale jest nastrój, jest coś wyjątkowego, co można odczuć tylko wtedy, kiedy dostaje się takie wydawnictwo do swoich rąk! Stąd też chyba warto spojrzeć na to, jak obecnie patrzymy na muzykę. Ze ściągania samych mp3 nie wynika żaden klimat, dlatego ktoś może powiedzieć, że "ale do dupy ta muzyka"... a rzecz w tym, że nie posiadł tej kasety w swoim czasie - wtedy miała zupełnie inny charakter... Dziś to tylko archiwum, jakieś mgliste wspomnienie, które staram się Wam oddać na ile potrafię i zachować w pamięci jednocześnie swoje i - - - chyba też czyjeś wspomnienia, bowiem Adama Solaka z Opola (jedyne odniesienie do projektu owego), o ile znalazłem właściwą osobę, wywiało do Holandii. A sam podejrzewam, że nie kto inny jak on sam tworzył tę muzykę... Jeśli się mylę, będzie mi miło, kiedy mnie poprawicie!

Wasz Korsarz

ZAWARTOŚĆ:
Oczyszczony i zremasterowany materiał audio mp3 224 - 320 kbps.
Skan okładki.

TRACKLISTA:
01. I
02. II
03. III
04. IV
05. V
06. VI
07. VII (I Mix)

DOWNLOAD:

ARACHNOPHOBIA Compilation vol. I



Z zinem Arachnophobia wiążą mnie chyba w dużej mierze osobiste wspomnienia... Bodajże Krzysztof zamieścił mój pierwszy wywiad dla jakiejkolwiek prasy! Ale było to w pierwszym numerze Arachnophobii, czyli zanim ukazała się ta składanka. Zresztą wywiad ze mną i tak zrobił dla Krzyśka jeden z jego przyjaciół, który studiował medycynę i pewnego dnia przysłał mi w prezencie w pudełku od zapałek kość dużego palca u nogi, którą zwinął gdzieś w czasie szwendania się po szpitalach czy tam jakiś kostnicach;) Wariat zupełny, ale bardzo mile wspominam człowieka! Gdzieś tam jeszcze leżą mi jego listy, a pewnie i ta kość;) Zamieszczona tu kaseta została dołączona chyba do drugiego numeru tegoż pisma. Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, ale zdaje się, że jakoś 1997. Zine ten miał swoją kolebkę w Białymstoku, więc można powiedzieć, że nawet współcześnie jest to "ziemia obiecana" polskiego metalu, jeśli mamy na myśli scenę i prężyste działanie (w dużej mierze zawdzięczane Bartkowi z Witching Hour i studiu Hertz). Wtedy też podobnie było, często człowiek pisał na północny-wschód Polski. Arachnophobia nie wiem skąd wzięła swoją nazwę, czy Krzysiek bał się pająków, czy wykorzystał atrakcyjność filmu z 1990 roku, który wjechał swego czasu do naszych wypożyczalni VHS, trzeba by go zapytać;) Ale sam zine był efemerydą pewnego rodzaju, bowiem chyba na drugim numerze zakończył swoją działalność... A może to ja niezbyt wnikliwie obserwowałem scenę? Jeśli wiecie coś więcej ode mnie, to piszcie, bo sam jestem ciekaw, co tam się podziało z tym pismem!

Swoją drogą muszę zaznaczyć, że jakość kasety jest jaka jest, a to dlatego, że dawniej nikt nie zwracał uwagi na to, czy mu taśma faluje i czy głowicę magnetofonu trzeba ustawić, dlatego jakość nagrań jest bardzo różna. Składanki kasetowe robione w domu miały to do siebie, że zgrywało się utwory nie zwracając uwagi czy brzmią idealnie, czy też nie... Cholera, ale to człowiek był głuchy wtedy, a mówi się, że głuchnie na starość:P Macie więc idealne zgranie mojej składanki - nie wiem, czy istnieją idealniejsze.

Same zaś kapele, które się na niej znalazły... Niektóre działają do dziś i mają całkiem świetne materiały jak choćby Eternal Deformity, Esqarial... Niektóre miały swoje pięć minut właśnie w tamtym czasie... Inne przepadły i ich materiały są pewnie do zdobycia jedynie przy metodach FBI. Tak sobie myślałem, kiedy przesłuchiwałem dwa kawałki POCURVIENIE... I pomyśleć, że takie materiały miały wtedy rację bytu;) Ale do kabaretu by się nadawały idealnie! Właściwie można z tej perspektywy stwierdzić, że to swego rodzaju perełka na tym materiale:P Mam nadzieję, że będziecie miło spędzać czas na tym odkopywaniu staroci!

TRACKLISTA:
01. Astarot - Bestia
02. Nomad - Dirty White Wings
03. Solitary - Ulotność
04. Yattering - The Feeling
05. Mortis Dei - Take Death!
06. Divine Weep - Łzy Wieków
07. Nostromo - Postmort'em Impressions
08. Cicatrix - Be Mine...
09. Hornagest - Powiew czasu
10. Nightly Gale - Drowing in Painfull Sea
11. Esqarial - Buther
12. Under Forge - When Gods Came
13. Island - Creator
14. Al Sirat - The Emptiness
15. At Domine - Confession
16. Pocurvienie - W dziwnym lesie & Nie chce mi się więcej śpiewać
17. Eternal Deformity - Promise

ZAWARTOŚĆ:
Zgrana i oczyszczona bez remasteringu wersja utworów ze składanki w formie mp3 224 - 320 kbps

DOWNLOAD:

VEDYMINI - Świt w Krainie Zmierzchu (1997)


W połowie lat 90-tych, kiedy to podziemie w bardzo dużej części opanowane było przez Black Metal, pojawiła się muzyka klimatem bardzo mu bliska. Hmm... Nazwanie jej ambientem byłoby bardzo mylące, ale często używało się tej nazwy, jako zamiennika, nazwy zastępczej na coś, co nie było ani muzyką filmową, ani folkiem, ani do końca muzyką elektroniczną, czy choćby neo-klasyczną. Ta muzyka syntezatorowa zaistniała na polskiej scenie za sprawą klawiszowca Emperor - Mortiisa. To jego płyty i kontrakt z Cold Meat Industry zwrócił oczy wielu osób na całkiem nowe pola muzyczne, jakie można było usłyszeć najczęściej jedynie w intrach do metalowego rżnięcia;) W naszym rodzimym podziemiu powstała następnie całkiem spora ilość podobnego gatunku projektów, jednakże właśnie tutaj nie można powiedzieć o naśladownictwie! Dla wielu z nas była to inspiracja, żeby wreszcie coś ciekawego stworzyć, coś klimatycznego, co oddawało nastroje naszych czasów i umysłów, do których wkradały się coraz to nowsze inspiracje muzyczne, literackie, filozoficzne... W tamtych czasach swoje pomysły realizował NIRNAETH, którego zainspirowały, podobnie jak i mnie, poezje Tadeusza Micińskiego a przy okazji muzyka ELEND... Był mało znany, ale ciekawy ASTRUM NOCTIS, który również inspiracje literackie wyrażał za pomocą muzyki typowo elektronicznej, a z którym to człowiekiem wymieniałem kiedyś wiele listów (aż żal, ze się kontakt urwał)... Pojawił się PERUNWIT z folkowym podejściem wyjątkowym, LORD WIND Roberta, który przetrwał do dziś... SAMMACH klawiszowca z THEMGOROTH, który wyszedł na splicie ze SMRTANEM, a który niebawem Wam udostępnię, DECEMBER'S FIRE Piotrka, który swoje młodzieńcze fascynacje realizował również z Nergalem czy ludźmi z HEFAYSTOS, a później zniknął niestety w realizacji swoich słabych już projektów związanych z zupełnie innym klimatem i ideami niż dotychczasowe; można przypuszczać, że "stał się doroślejszy i na romantyczne pierdoły szkoda już czasu", choć może się grubo mylę, bo moje ostatnie spotkanie z Piotrm miało miejsce w wywiadzie dla Buntownika... A był też WOJNAR przecież, dla którego główną inspiracją był właśnie projekt, którego nagrania macie w tej chwili przed sobą, czyli VEDYMINI;) Pamiętam dobrze wizytę Marcina u mnie w Kłodzku, kiedy pochodziliśmy po ruinach starej twierdzy, w których to odnalazł się on na tyle, że chciał tam zrealizować video! Zresztą Wojnara wspominam bardzo dobrze również z naszego występu w Zielonej Górze, gdzie użyczył mi peleryny, w której występowałem!;) Ale wracając do głównego wątku... Tych projektów pojawiło się naprawdę wiele, choćby z powodu dość łatwej jak na tamte czasy realizacji dźwięku. W tym wszystkim uchowało się też coś takiego, jak VEDYMINI (niektórzy sympatycy naszej twórczości i bliscy przyjaciele zastępczo sklecili nazwę WYDYMANI - kurde, pasuje jak ulał!!! ;) ). Projekt ten stworzyłem wspólnie z Mariuszem Poźniakiem, moim najstarszym przyjacielem, z którym po dziś dzień kontakt mi się uchował i czekam tym samym na jego wjazd do mnie na osiedle, gdzie porządzimy, choćby przez jeden weekend;) Nie oparliśmy się inspiracjom, nie ma co ściemniać - były dwie główne: MORTIIS i NIRNAETH... Tyle, że na inspiracjach się tu skończyło, bowiem ta muzyka poszła zupełnie innym torem (swoją drogą pamiętam, jak musieliśmy zapierdzielać u mojego ojca na budowie z kopaniem takiej kanalizacji - ja Mariusz i Krzysiek Rzymowski - żebyśmy mogli kupić sobie parę rzeczy; ja właśnie wtedy Mortiisa - Anden som gjorde oppror i coś tam jeszcze, Mariusz chyba na CD Blind Guardian zbierał, a Krzysiek chyba jakieś Aerosmith).
Przedstawiona tutaj demówka VEDYMINI, to ostatnie nasze nagrania do tej pory, wcześniejsze przedstawię w swoim czasie. Materiał ten nagrywaliśmy w tym samym mniej więcej czasie, co EGAHEER "Pamięć... Smutek... Cierń...", a wszystko miało miejsce latem i wczesną jesienią 1997 roku. W tym samym czasie pojechaliśmy przy okazji na koncert do Zielonej Góry w ramach konwentu fantastyki Bachanalia! Ech... to były niezapomniane czasy - KULT dla kilku osób z tym związanych;) Dla mnie dzisiaj to na tych nagraniach jest masa tragicznych i żenujących partii śpiewu, z których sam podśmiewuję się, pijąc piwko i wspominając chyba jedne z najpiękniejszych chwil życia... Jest też kilka momentów interesującej poezji, kilka całkiem niezłych partii recytatorskich - i chyba co najważniejsze, jest nieprzemijająca PASJA! Myślałem o zgraniu tego na wersję cyfrową już od kilku lat! Jednak kaseta była nagrana tak cholernie źle, że nie potrafiłem w żaden sensowny sposób usunąć przede wszystkim tego szumu i buczenia, jakie w tamtym czasie zupełnie nam nie przeszkadzało, ale jednak męczyło nasze nagrania. Dziś podjąłem się tego i to jest pierwsza próba i na pewno najlepsze zgranie tej demówki. O wersji oficjalnej z wszystkimi tekstami myślę i pewnie się pojawi razem z bonusami - za kilka lat:D:D:D
VEDYMINI wzięli nazwę od oczywiście cyklu powieści Sapkowskiego. A głównie naszymi inspiracjami stała się literatura fantastyczna i poezja modernizmu. Często czytaliśmy polską fantastykę i też mieliśmy kilka utworów z nią związanych, co w zupełnie niespodziewany sposób pozwoliło się nam wkraść w świat fandomu. Z głupa wysłaliśmy pierwsze demo do dwóch wtedy pism fantastycznych w Polsce i Jarosław Grzędowicz z"Fenixa" zaprosił nas niespodziewanie na Nordcon'96! To dało nam kopa do dalszych działań i w końcu efektem tego była ta ostatnia demówka. Ale się rozpisałem - za dużo wspomnień;) Te nagrania ściśle są związane z konwentem Bachanalia, o którym wspominałem, z 1997 roku, na który właściwie wstęp załatwiła nam Ewa Nadolna z ZKF-u, za co wspominam ją bardzo miło! Rok później pojechaliśmy jeszcze raz do Zielonej Góry, ale tego materiału niestety nie mam już nigdzie nagranego w żadnej formie... Jakaż szkoda, bo był tam z nami Michał z CHEJRON. VEDYMINI właściwie od początku byli muzyką fantastyczną, eskapistyczną, niezgodną ze światem i po dziś dzień mimo często infantylnych tekstów czuję się związany z tymi ideałami, jakie gdzieś tam się nam snuły po głowach.
Snuło się nam też po głowach stowarzyszenie. Miało się nazywać "Loża Avalon". Mieliśmy założyć je w składzie ja, Mariusz Poźniak, Piotr Wójcik (NIRNAETH) oraz Wojtek Zalewski z Legnicy (wydawca Arystokracji Ducha i Demiurga). Właśnie jesienią, już po Bachanaliach zorganizowałem w Nowej Rudzie-Słupcu w ośrodku kultury takie spotkanie-koncert, mające być zainicjowaniem tegoż stowarzyszenia. Piotrek "Smrtan" Wójcik nie dotarł na nie, tłumacząc się awarią samochodu kolegi (do dziś w to ani trochę nie wierzę, nie chciało mu się albo miał ważniejsze sprawy). Za to wpadł do nas Wojtek i jeszcze jedna koleżanka, poznana na Bachanaliach, Anna Oszkodar z SEMTEX'zine poświęconego fantastyce. Wtedy też na tejże imprezie był koncert KORSARZA i VEDYMINÓW i zatwierdzenie statusu stowarzyszenia, które jednak nigdy na dobre nie zaistniało. A że mieliśmy je utworzyć, nie ma co wątpić, bowiem do wrzuty VEDYMINÓW dołączyłem Wam skan statusu naszego stowarzyszenia włącznie z kilkoma słowami listu Piotrka do mnie... Mam nadzieję, że taka ciekawostka znajdzie Wasze uznanie;)
VEDYMINI to więc taki projekt właściwie związany z fantastyką i eskapizmem, nad którego reaktywacją, jeszcze myślę i może kiedyś uda się nam wspólnie z Mariuszem doprowadzić do końca projekt materiału "Powrót Królestwa Magii"? :)