poniedziałek, 10 października 2011

VEDYMINI - Świt w Krainie Zmierzchu (1997)


W połowie lat 90-tych, kiedy to podziemie w bardzo dużej części opanowane było przez Black Metal, pojawiła się muzyka klimatem bardzo mu bliska. Hmm... Nazwanie jej ambientem byłoby bardzo mylące, ale często używało się tej nazwy, jako zamiennika, nazwy zastępczej na coś, co nie było ani muzyką filmową, ani folkiem, ani do końca muzyką elektroniczną, czy choćby neo-klasyczną. Ta muzyka syntezatorowa zaistniała na polskiej scenie za sprawą klawiszowca Emperor - Mortiisa. To jego płyty i kontrakt z Cold Meat Industry zwrócił oczy wielu osób na całkiem nowe pola muzyczne, jakie można było usłyszeć najczęściej jedynie w intrach do metalowego rżnięcia;) W naszym rodzimym podziemiu powstała następnie całkiem spora ilość podobnego gatunku projektów, jednakże właśnie tutaj nie można powiedzieć o naśladownictwie! Dla wielu z nas była to inspiracja, żeby wreszcie coś ciekawego stworzyć, coś klimatycznego, co oddawało nastroje naszych czasów i umysłów, do których wkradały się coraz to nowsze inspiracje muzyczne, literackie, filozoficzne... W tamtych czasach swoje pomysły realizował NIRNAETH, którego zainspirowały, podobnie jak i mnie, poezje Tadeusza Micińskiego a przy okazji muzyka ELEND... Był mało znany, ale ciekawy ASTRUM NOCTIS, który również inspiracje literackie wyrażał za pomocą muzyki typowo elektronicznej, a z którym to człowiekiem wymieniałem kiedyś wiele listów (aż żal, ze się kontakt urwał)... Pojawił się PERUNWIT z folkowym podejściem wyjątkowym, LORD WIND Roberta, który przetrwał do dziś... SAMMACH klawiszowca z THEMGOROTH, który wyszedł na splicie ze SMRTANEM, a który niebawem Wam udostępnię, DECEMBER'S FIRE Piotrka, który swoje młodzieńcze fascynacje realizował również z Nergalem czy ludźmi z HEFAYSTOS, a później zniknął niestety w realizacji swoich słabych już projektów związanych z zupełnie innym klimatem i ideami niż dotychczasowe; można przypuszczać, że "stał się doroślejszy i na romantyczne pierdoły szkoda już czasu", choć może się grubo mylę, bo moje ostatnie spotkanie z Piotrm miało miejsce w wywiadzie dla Buntownika... A był też WOJNAR przecież, dla którego główną inspiracją był właśnie projekt, którego nagrania macie w tej chwili przed sobą, czyli VEDYMINI;) Pamiętam dobrze wizytę Marcina u mnie w Kłodzku, kiedy pochodziliśmy po ruinach starej twierdzy, w których to odnalazł się on na tyle, że chciał tam zrealizować video! Zresztą Wojnara wspominam bardzo dobrze również z naszego występu w Zielonej Górze, gdzie użyczył mi peleryny, w której występowałem!;) Ale wracając do głównego wątku... Tych projektów pojawiło się naprawdę wiele, choćby z powodu dość łatwej jak na tamte czasy realizacji dźwięku. W tym wszystkim uchowało się też coś takiego, jak VEDYMINI (niektórzy sympatycy naszej twórczości i bliscy przyjaciele zastępczo sklecili nazwę WYDYMANI - kurde, pasuje jak ulał!!! ;) ). Projekt ten stworzyłem wspólnie z Mariuszem Poźniakiem, moim najstarszym przyjacielem, z którym po dziś dzień kontakt mi się uchował i czekam tym samym na jego wjazd do mnie na osiedle, gdzie porządzimy, choćby przez jeden weekend;) Nie oparliśmy się inspiracjom, nie ma co ściemniać - były dwie główne: MORTIIS i NIRNAETH... Tyle, że na inspiracjach się tu skończyło, bowiem ta muzyka poszła zupełnie innym torem (swoją drogą pamiętam, jak musieliśmy zapierdzielać u mojego ojca na budowie z kopaniem takiej kanalizacji - ja Mariusz i Krzysiek Rzymowski - żebyśmy mogli kupić sobie parę rzeczy; ja właśnie wtedy Mortiisa - Anden som gjorde oppror i coś tam jeszcze, Mariusz chyba na CD Blind Guardian zbierał, a Krzysiek chyba jakieś Aerosmith).
Przedstawiona tutaj demówka VEDYMINI, to ostatnie nasze nagrania do tej pory, wcześniejsze przedstawię w swoim czasie. Materiał ten nagrywaliśmy w tym samym mniej więcej czasie, co EGAHEER "Pamięć... Smutek... Cierń...", a wszystko miało miejsce latem i wczesną jesienią 1997 roku. W tym samym czasie pojechaliśmy przy okazji na koncert do Zielonej Góry w ramach konwentu fantastyki Bachanalia! Ech... to były niezapomniane czasy - KULT dla kilku osób z tym związanych;) Dla mnie dzisiaj to na tych nagraniach jest masa tragicznych i żenujących partii śpiewu, z których sam podśmiewuję się, pijąc piwko i wspominając chyba jedne z najpiękniejszych chwil życia... Jest też kilka momentów interesującej poezji, kilka całkiem niezłych partii recytatorskich - i chyba co najważniejsze, jest nieprzemijająca PASJA! Myślałem o zgraniu tego na wersję cyfrową już od kilku lat! Jednak kaseta była nagrana tak cholernie źle, że nie potrafiłem w żaden sensowny sposób usunąć przede wszystkim tego szumu i buczenia, jakie w tamtym czasie zupełnie nam nie przeszkadzało, ale jednak męczyło nasze nagrania. Dziś podjąłem się tego i to jest pierwsza próba i na pewno najlepsze zgranie tej demówki. O wersji oficjalnej z wszystkimi tekstami myślę i pewnie się pojawi razem z bonusami - za kilka lat:D:D:D
VEDYMINI wzięli nazwę od oczywiście cyklu powieści Sapkowskiego. A głównie naszymi inspiracjami stała się literatura fantastyczna i poezja modernizmu. Często czytaliśmy polską fantastykę i też mieliśmy kilka utworów z nią związanych, co w zupełnie niespodziewany sposób pozwoliło się nam wkraść w świat fandomu. Z głupa wysłaliśmy pierwsze demo do dwóch wtedy pism fantastycznych w Polsce i Jarosław Grzędowicz z"Fenixa" zaprosił nas niespodziewanie na Nordcon'96! To dało nam kopa do dalszych działań i w końcu efektem tego była ta ostatnia demówka. Ale się rozpisałem - za dużo wspomnień;) Te nagrania ściśle są związane z konwentem Bachanalia, o którym wspominałem, z 1997 roku, na który właściwie wstęp załatwiła nam Ewa Nadolna z ZKF-u, za co wspominam ją bardzo miło! Rok później pojechaliśmy jeszcze raz do Zielonej Góry, ale tego materiału niestety nie mam już nigdzie nagranego w żadnej formie... Jakaż szkoda, bo był tam z nami Michał z CHEJRON. VEDYMINI właściwie od początku byli muzyką fantastyczną, eskapistyczną, niezgodną ze światem i po dziś dzień mimo często infantylnych tekstów czuję się związany z tymi ideałami, jakie gdzieś tam się nam snuły po głowach.
Snuło się nam też po głowach stowarzyszenie. Miało się nazywać "Loża Avalon". Mieliśmy założyć je w składzie ja, Mariusz Poźniak, Piotr Wójcik (NIRNAETH) oraz Wojtek Zalewski z Legnicy (wydawca Arystokracji Ducha i Demiurga). Właśnie jesienią, już po Bachanaliach zorganizowałem w Nowej Rudzie-Słupcu w ośrodku kultury takie spotkanie-koncert, mające być zainicjowaniem tegoż stowarzyszenia. Piotrek "Smrtan" Wójcik nie dotarł na nie, tłumacząc się awarią samochodu kolegi (do dziś w to ani trochę nie wierzę, nie chciało mu się albo miał ważniejsze sprawy). Za to wpadł do nas Wojtek i jeszcze jedna koleżanka, poznana na Bachanaliach, Anna Oszkodar z SEMTEX'zine poświęconego fantastyce. Wtedy też na tejże imprezie był koncert KORSARZA i VEDYMINÓW i zatwierdzenie statusu stowarzyszenia, które jednak nigdy na dobre nie zaistniało. A że mieliśmy je utworzyć, nie ma co wątpić, bowiem do wrzuty VEDYMINÓW dołączyłem Wam skan statusu naszego stowarzyszenia włącznie z kilkoma słowami listu Piotrka do mnie... Mam nadzieję, że taka ciekawostka znajdzie Wasze uznanie;)
VEDYMINI to więc taki projekt właściwie związany z fantastyką i eskapizmem, nad którego reaktywacją, jeszcze myślę i może kiedyś uda się nam wspólnie z Mariuszem doprowadzić do końca projekt materiału "Powrót Królestwa Magii"? :)

1 komentarz:

  1. Korsarzu, czy jest szansa na aktualizację linków?

    OdpowiedzUsuń